Od początku maja złoty jest w defensywie, ale trudno dostrzec jakąś paniczną ewakuację inwestorów od złotego. Oczywiście, kurs USD/PLN silnie wzrósł, bo z okolic 3,50 aż do 3,80, ale to przede wszystkim wynikało z siły dolara, wspieranego jastrzębimi wypowiedziami członków Fed czy nieco lepszymi danymi makro z USA. I te czynniki także częściowo stoją za ogólnym pogorszeniem się nastrojów inwestycyjnych, z jakimi mieliśmy do czynienia w ostatnim czasie. Złoty względem euro stracił dużo mniej, bo niewiele ponad 10 gr.
Sporo jednak mówi się o wpływie zwiększonego ryzyka politycznego, z którym mamy do czynienia po wygranych wyborach prezydenckich przez kandydata PiS-u Andrzeja Dudę. Jakby prześledzić historię to złoty faktycznie taniał już po jego zwycięstwie w pierwszej turze wyborów prezydenckich, które zapowiadały trudną walkę Bronisława Komorowskiego o utrzymanie prezydentury. Ale nie dało się wtedy zaobserwować 2-groszowej luki na otwarcie poweekendowego handlu, jaka miała miejsce już po końcowym zwycięstwie A. Dudy. Wytłumaczenie wzrostem ryzyka politycznego jest tylko wytłumaczeniem częściowym strat złotego. Generalnie mocno skorelowany ze złotym węgierski forint także taniał. Wyprzedaż polskich obligacji skarbowych zbiegała się z ewakuacją kapitału także z innych, jeszcze bezpieczniejszych skarbowych papierów. W grę wchodził strach o wspomniane wyżej podwyżki stóp procentowych w USA oraz ponowne obawy o osiągnięcie porozumienia z greckim rządem, umożliwiającym wypłatę kolejnej transzy pomocowej i pokrycie czerwcowych zobowiązań wobec MFW. W międzyczasie napłynęły też mocno rozczarowujące dane z rodzimej gospodarki, gdzie produkcja przemysłowa i sprzedaż detaliczna w kwietniu okazały się znacznie słabsze od oczekiwań.
Jeśli miałbym oceniać wpływ powyższych informacji na straty złotego to uznałbym go za większy niż sam wynik wyborów prezydenckich, aczkolwiek na pewno inwestorzy z pewną rezerwą mogą teraz podchodzić do polskiej waluty. Póki co jednak propozycje populistyczne i rujnujące budżet państwa można albo zaliczyć do typowej wyborczej kiełbasy (czyli w ogóle nie należy spodziewać się ich realizacji) albo będą blokowane przez parlament, gdzie wciąż większość ma rządząca koalicja. Jeśli ten układ sił miałby się zmienić na jesieni na korzyść PiS to wówczas impakt na złotego może być większy. W dłuższej perspektywie jednak odseparowałbym polską gospodarkę od polityki, bowiem PiS znowu może zacząć koncentrować się na kwestiach światopoglądowych, a niewiele zmieniając w kwestiach ekonomicznych. Poza tym w Polsce nie ma na ten moment prawdziwie sprzyjającej, prorynkowej partii. Niektóre decyzje PO, jak np. reforma OFE, należy uznać za posunięcia o bardzo wątpliwej jakości dla odbioru naszego rynku przez zagraniczny kapitał.
autor: Łukasz Rozbicki, MM Prime TFI S.A.