Nastroje inwestorów będą dziś zależeć od wskaźników PMI przemysłu i usług głównych światowych gospodarek oraz serii danych ze Stanów Zjednoczonych. Znane są już informacje z Japonii i Chin. Oczekiwania w przypadku Niemiec i strefy euro są lekko optymistyczne. Nie powinno też zabraknąć ciekawych wydarzeń, związanych z notowaniami naszych największych spółek.
PMI dla przemysłu Japonii, której gospodarka od dwóch kwartałów znajduje się w zapaści, wyniósł 52,1 punktu. To wynik gorszy od oczekiwanego i od październikowego. Niejednoznaczne były dane dotyczące handlu zagranicznego. W październiku eksport wzrósł o 9,6 proc., ponad dwukrotnie mocniej niż się spodziewano. Trudno się temu dziwić, patrząc na bezprecedensowe osłabienie się jena. Import zwiększył się o 2,7 proc., znacznie mniej niż oczekiwano, a w porównaniu do września, jego dynamika była o ponad połowę niższa. Nikkei zyskiwał rano 0,1 proc.
Niezbyt optymistyczne okazały się wieści z Chin, gdzie PMI obniżył się z 50,4 do 50 punktów, wobec oczekiwanych 50,2 punktu, zatrzymując się na granicy oddzielającej ożywienie od spadku. Shanghai Composite szedł minimalnie w dół. Na pozostałych parkietach azjatyckich przeważały niewielkie spadki. Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy zniżkowały po 0,1-0,15 proc. Pierwszą reakcję na dane z Chin i Japonii można więc uznać jako neutralną.
W środę WIG20 zerwał ostatecznie korelację ze wskaźnikami giełd światowych. Demonstrował to od rana, trzymając się minimalnie pod kreską, gdy DAX i CAC40 szły w mocniej dół. W momencie gdy ruszyły one na północ, podążył w przeciwnym kierunku. Podjęta przez byki próba podciągnięcia go w końcówce handlu, podobna do tych z poprzednich dni, tym razem okazała się nieudana. Marzenia o podejściu w okolice 2450 punktów rozbiły się już na poziomie o 20 punktów niższym. Spadek o 0,4 proc. dramatem nie jest, ale nie nastraja optymistycznie.
Fakt, że ostatecznie DAX i CAC40 też niewiele zwojowały, nie jest pocieszeniem, sugeruje raczej, że kontynuacja ich końcowej słabości, może odbić się niekorzystnie także na naszym rynku. Brak korelacji z otoczeniem często działa w jedną stronę, przeszkadzając we wzroście, a znika w fazie pogorszenia się nastrojów. Z taką sytuacją możemy mieć dziś do czynienia, tym bardziej, że negatywny sygnał popłynął także zza oceanu. Protokół z posiedzenia Fed pokazał, że jego członkowie obawiają się niekorzystnego wpływu sytuacji na świecie na amerykańską gospodarkę, ale nie aż tak, by stracić wiarę w ożywienie tej ostatniej i rezygnować z przyjętego kursu polityki pieniężnej. Sądząc po spadku S&P500 o 0,15 proc., inwestorzy zinterpretowali to jako postawę lekko jastrzębią.
Środowy dorobek naszych blue chips może budzić obawy. Dobrą postawą wykazały się walory jedynie LPP, odrabiające straty z poprzednich dni oraz akcje obu spółek energetycznych. Fatalnie wypadły papiery Orange, przecenione o 4 proc., niewiele lepiej spisały się JSW i KGHM, słabość pokazały walory największych banków.
Dziś sytuacja nie musi być jednak beznadziejna. Tąpnięcie Orange sprowadziło akcje w okolice dołka z grudnia 2013 r., który może okazać się wsparciem i sprowokować odreagowanie. Można też mieć nadzieję, że nie powtórzy się wczorajsze nietypowe zachowanie walorów KGHM, które taniały, gdy w górę szły notowania kontraktów na miedź. Skoro kontrakty stać było na obronę przed spadkiem poniżej newralgicznego poziomu 300 centów za funt, to może i akcje naszego kombinatu uchronią się przed dalszą przeceną, tym bardziej, że trwająca od trzech tygodni konsolidacja w okolicach 122-127 zł nie wydaje się jeszcze zagrożona. Środowa sesja z poprzedniego tygodnia dowodzi, że zmaltretowane papiery JSW także stać na dynamiczne odreagowanie. Wówczas wyniosło ono ponad 6 proc., choć dwa dni później zakończyło się równie gwałtowną dystrybucją, której towarzyszył najwyższy od ponad roku wolumen.
Najważniejsze jednak będą dane makroekonomiczne i reakcja na nie. O końcowym wyniku przesądzić mogą informacje zza oceanu. Spodziewany spadek inflacji może zostać zinterpretowany jako czynnik odraczający termin podwyżki stóp procentowych, ale równie dobrze, jako sygnał zagrożenia dla wzrostu gospodarczego. Pewną pomocą w ocenie sytuacji będą PMI i indeks Fed z Filadelfii oraz w mniejszym stopniu, liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych i indeks wskaźników wyprzedzających Conference Board.
Emocji nie powinno więc zabraknąć.