Rada Polityki Pieniężnej od ponad trzech lat utrzymuje stopy procentowe na rekordowo niskim poziomie i zapowiada, że nieprędko zmieni ich wysokość. Tymczasem oprocentowanie kredytów idzie w górę.
Podstawowa stopa procentowa NBP pozostaje na rekordowo niskim poziomie 1,5 proc. od marca 2015 r., a więc od ponad trzech lat. Z zapowiedzi Rady Polityki Pieniężnej wynika, że może utrzymać się na nim nawet do 2020 r. Deklaracja ta zapewne zostanie potwierdzona na najbliższym posiedzeniu RPP. Taka sytuacja sprzyja oczywiście kredytobiorcom, którzy mogą liczyć na niskie odsetki i koszty pożyczanych w bankach pieniędzy. Tymczasem, jak wynika z najnowszych danych NBP, średnie oprocentowanie kredytów na cele konsumpcyjne idzie w górę. W przypadku nowych umów, dla kredytów do trzech miesięcy wzrosło ono w kwietniu z 8,5 do 8,6 proc. Zmiana nie jest więc zbyt wielka, a poprzednio odsetki w tej wysokości trzeba było płacić przy umowach zwieranych w lutym. Znacznie bardziej odczuwalna jest zmiana w przypadku kredytów o nieco dłuższym terminie spłaty. Oprocentowanie dla kredytów na okres od trzech miesięcy do roku zwiększyło się ono z 3,4 do 3,6 proc., choć i ta zmiana nie wydaje się drastyczna, to jednak trzeba zauważyć, że poprzednio tak wysokie odsetki obowiązywały w umowach podpisywanych we wrześniu ubiegłego roku, a więc siedem miesięcy temu, gdy perspektywa utrzymywania się niskich stóp procentowych przez RPP przez dłuższy czas wcale nie była taka pewna. A do tego, jeszcze w pierwszych miesiącach obecnego roku oprocentowanie kredytów na ten okres sięgało średnio jedynie 2,8-2,9 proc. Najmocniej, z 5,8 do 6,6 proc., poszły w górę odsetki od kredytów zaciąganych na okres od roku do pięciu lat. Wcześniej tak wysokie oprocentowanie klienci widzieli w lutym 2017 r., a więc ponad rok temu. Od kilku miesięcy na niezmienionym, ale dość wysokim poziome 8,7 proc. utrzymuje się oprocentowanie kredytów zaciąganych na okres powyżej pięciu lat. W kwietniu z 13,7 do 13,8 proc. zwiększyła się także rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO), uwzględniająca pozaodsetkowe koszty kredytu, a więc różnego rodzaju opłaty i prowizje.
Odpowiedzi na pytanie, dlaczego przy wciąż niskiej podstawowej stopie NBP oprocentowanie i koszty kredytów idą w górę, należy szukać w polityce biznesowej banków. Według informacji Komisji Nadzoru Finansowego, banki planują zwiększyć w tym roku zyski o 5,2 proc., w tym wynik z tytułu odsetek wzrosnąć ma o 6,3 proc. Przy mocno ograniczonych możliwościach dalszego obniżania oprocentowania lokat, które i tak w większości przypadków jest rekordowo niskie, środkiem do powiększenia zysków jest podnoszenie oprocentowania kredytów, wspomagane planowanym wzrostem o 2,1 proc. wyniku z prowizji i opłat. Banki chcą ratować się w ten sposób przed trwającą od kilku lat tendencją malejącej zyskowności swej działalności, będąc dodatkowo pod presją wprowadzonego w 2016 r. podatku od aktywów, który w ciągu niecałych dwóch lat obowiązywania (do końca 2017 r.) „kosztował” je prawie ponad 6,5 mld zł.
Od kilkunastu miesięcy zmianom nie ulega natomiast średnie oprocentowanie kredytów na zakup nieruchomości mieszkaniowych, które w kwietniu wynosiło 4,3 proc., przy rzeczywistej stopie oprocentowania sięgającej 4,6 proc. Co ciekawe, RRSO dla hipotek utrzymuje się na niemal identycznym poziomie od czerwca 2015 r., czyli od trzech lat. W przypadku kredytów hipotecznych banki mogą „pozwolić sobie” na niepodwyższanie oprocentowania, gdyż korzystają z dynamicznego wzrostu ich wartości i w ten sposób osiągając wyższy zysk. W przypadku kredytów konsumpcyjnych na razie na taki efekt nie mogą liczyć, a przynajmniej nie w takiej skali, jak w dla hipotek. Banki spodziewają się w tym roku wzrostu wartości kredytów konsumpcyjnych o 5,5 proc., tymczasem w 2017 r. wartość nowo udzielonych kredytów hipotecznych zwiększyła się o prawie 13 proc. i wszystko wskazuje na to, że w tym roku tempo ich wzrostu będzie także bardzo wysokie.
Autor: Roman Przasnyski