W minionym miesiącu, a szczególnie w jego drugiej połowie, globalny kapitał zaczął ponownie preferować rynek amerykański. Najwcześniej pewną słabość, z bliżej nieokreślonych powodów, doświadczyła Europa.
Nieco później zadyszkę złapała Azja i cały bardzo silny w tym roku sektor spółek technologicznych. Również spektrum rynków wschodzących doświadczyło najgłębszej korekty od początku tego roku. Jedynie rynek amerykański pozostał bardzo silny, co wiązać można z optymizmem związanym z procedowanym projektem szeroko zakrojonej obniżki podatków. Zresztą ów reforma systemu podatkowego prowadzi do sporych przetasowań na poziomie sektorowym, co ma swoje globalne implikacje. Jedynym z najbardziej jaskrawych tego przykładów jest nieco słabsza postawa indeksu Nasdaq i całego sektora technologicznego. Związane jest to z faktem, że branża ta charakteryzuje się najniższą efektywną stopą podatkową poza sektorem nieruchomości, co oznacza, że najmniej zyska na reformie podatkowej, jeżeli w ogóle.
Na przeciwnym biegunie mamy spółki finansowe, których lepsza postawa jest dość interesująca, jako że banki niekoniecznie najbardziej skorzystają na niższych stawkach opodatkowania. Ich silniejsze zachowanie wynikać więc może nie tylko z reformy podatków, ale również jej konsekwencji, nad którymi warto się chwilę zastanowić. Otóż ruch administracji Donalda Trumpa wydaje się wyjątkowo niefortunnym jak na moment cyklu koniunkturalnego, w którym się znajdujemy. Obniżkę podatków można bowiem przyrównać do stymulusu fiskalnego, a ten aplikuje się w okresie spowolnienia wzrostu. Globalna i amerykańska gospodarka przeżywa z kolei okres zsynchronizowanego ożywienia, który zaczyna napotykać na bariery natury podażowej. Dobrym tego przykładem jest kondycja rynku pracy, która – gdziekolwiek spojrzeć – jest bardzo dobra bądź przynajmniej wyraźnie się poprawiająca.
Tym samym główną bolączką przedsiębiorców wcale nie jest skala opodatkowania ich działalności, ale niedobór pracowników. W takiej sytuacji stymulusu fiskalnego aplikować się nie powinno, gdyż wyrządzić on może więcej szkody niż pożytku. Z uwagi na ograniczenia podażowe wzrost gospodarczy nie przyspieszy, ale wzrosnąć może inflacja. Ta z kolei, bądź sama jej groźba, onieśmieli amerykański bank centralny, który może być bardziej skłonny do szybszego zacieśniania polityki monetarnej. W konsekwencji aktualnie radujący się amerykańscy inwestorzy mogą znaleźć się w dość niekomfortowym położeniu. Wzrost stóp procentowych przy braku przyspieszenia wzrostu wzmoże bowiem presję na wskaźniki wyceny, a więc również na ceny akcji.
Autor: Łukasz Bugaj, CFA Analityk Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska SA