Sytuacja na rynku małych i średnich firm coraz bardziej niepokoi inwestorów. Ma ona jednak raczej niewiele wspólnego z perspektywami naszej gospodarki. Choć tempo wzrostu PKB prawdopodobnie w najbliższym czasie wyhamuje, będzie to jedynie chwilowa zadyszka, która nie przeszkodzi w trwałej poprawie wyników spółek i notowań ich akcji.
Analizując sytuację i perspektywy segmentu małych i średnich firm warszawskiego parkietu, wypada zacząć od uświadomienia sobie dwóch istotnych faktów. Po pierwsze, obecne pogorszenie koniunktury, zarówno w przypadku mWIG40, jak i sWIG80 (obecnie MiS80) poprzedzone zostało trwającą niemal dwa lata hossą, niewrażliwą na oddziaływanie wielu negatywnych czynników, w tym także fundamentalnych. Po drugie, w ostatnim czasie widoczne są spore różnice między wskaźnikiem średnich spółek a indeksem maluchów, na korzyść tego pierwszego. Jednym z głównych czynników, za pomocą którego te różnice da się wyjaśnić, jest niższa płynność w przypadku firm najmniejszych i wynikająca z tego przypadkowość zmian kursów. Zniechęca ona także inwestorów, zarówno tych większych, instytucjonalnych, jak i indywidualnych. Z wyciąganiem poważniejszych wniosków, czyli doszukiwaniem się wzajemnych związków kondycji giełdowych „misiów” i gospodarki oraz obawami przed bessą, w takich warunkach lepiej zachować ostrożność.
Zmiany mWIG40 i MiS80
Źródło: na podstawie danych GPW.
Hossa małych i średnich spółek zaczęła się niemal jednocześnie, pod koniec 2011 r. W tym samym czasie dynamiczny rajd rozpoczął także WIG20, jednak zakończył się on już w pierwszych dniach lutego 2013 r., a więc trwał zaledwie nieco ponad miesiąc, po czym indeks zniżkował aż do końca maja, pogłębiając dołek z jesieni 2011 r. Analogiczna korekta w przypadku mWIG40 i MiS80 rozpoczęła się nieco później i miała znacznie bardziej łagodny przebieg. Późniejszy rajd indeksu blue chips imponował dynamiką, lecz bykom impetu starczyło jedynie do pierwszych dni 2013 r. Od tego czasu WIG20 tkwi w trendzie bocznym o wyraźnie zmniejszającym się zakresie wahań. Tymczasem wskaźniki małych i średnich firm mniej spektakularnie, ale za to znacznie bardziej konsekwentnie szły w górę aż do późnej jesieni 2013 r., a więc niemal rok dłużej niż WIG20. Dwuletnia hossa wyniosła w górę wskaźnik najmniejszych firm o ponad 80 proc., a mWIG40 zyskał w tym czasie 66 proc.
W październiku 2013 r. rozeszły się zresztą drogi mWIG40 i MiS80. Wskaźnik maluchów znalazł się w silnej tendencji spadkowej, w wyniku której stracił ponad 20 proc., a więc spełnił formalne kryterium bessy. Natomiast indeks średnich spółek wszedł w trend boczny, zniżkując w najgorszym momencie nieco ponad 9 proc. Jeszcze mocniej różnice są widoczne z tegorocznej perspektywy. mWIG40 od początku roku zyskuje prawie 1 proc., a MiS80 traci ponad 17 proc. Negatywne oddziaływanie czynników związanych z osłabieniem koniunktury gospodarczej dotknęłoby prawdopodobnie w podobnym stopniu oba te segmenty naszego rynku.
Warto też przypomnieć, że od maja 2011 r. z 7,3 do 2,3 proc. obniżono wysokość składki trafiającej do OFE. To ograniczenie popytowej siły funduszy emerytalnych, po początkowym załamaniu na warszawskim parkiecie, wskaźniki małych i średnich firm zniosły o wiele lepiej niż WIG20. Nie ma więc powodu, by obecną słabość małych i średnich spółek wiązać wyłącznie z kolejną drastyczną redukcją roli OFE na warszawskim parkiecie.
Drugie przypomnienie, warte uwagi to fakt, że w czwartym kwartale 2011 r. polska gospodarka osiągnęła szczyt cyklu koniunkturalnego, a dynamika PKB wyniosła 4,9 proc., po czym znalazła się na równi pochyłej, zakończonej dołkiem w pierwszych trzech miesiącach 2013 r. Cały okres pogarszania sytuacji gospodarczej małe i średnie spółki przetrwały w bardzo dobrej kondycji. Kolejnym interesującym zjawiskiem jest fakt, że moment przełomu w gospodarce mWIG40 i MiS80 czciły kolejną dynamiczną fazą zwyżki. Szczyt hossy misiów przypadł na okres przyspieszenia tempa wzrostu PKB i zbliżania się do jego lokalnego maksimum, niekoniecznie kończącego cykl, lecz sygnalizującego przejściowe osłabienie, analogiczne do tego z lat 2004-2005. Tyle, że tym razem wszystkie prognozy mówią o kontynuacji wzrostu przez kolejne dwa lata, co sugerowałoby szczyt gospodarczej koniunktury w 2016 r. Za wcześnie chyba, by misie już ten moment dyskontowały.
Choć patrząc na zestaw czynników zewnętrznych i rodzimych, można się spodziewać pogłębienia spadkowej tendencji na naszym parkiecie, nie ma raczej podstaw do formułowania wniosków o wejściu rynku w fazę bessy. Choć trudno też liczyć na dynamiczny rajd w górę, można oczekiwać, że warszawskie indeksy zakończą rok na poziomach wyższych niż obecne.
Roman Przasnyski, Open Finance