Pierwsza połowa roku przyniosła na rynku walutowym wiele niespodzianek. Według prognoz dolar miał być najmocniejszy od 15 lat, a stracił najwięcej od 2002 r. Spodziewany był parytet na parze EUR/USD, tymczasem wspólna waluta wystrzeliła w górę i przebiła od dawna niewidziany kurs 1,18. Złotemu wróżono kolejny słaby rok, a stał się jedną z najsilniejszych walut świata. Co nas może jeszcze spotkać do końca roku?
W pierwszym kwartale nie brakowało głosów, że pod koniec 2017 r. dolar może zbliżyć się do parytetu z euro, czyli osiągnąć punkt wymiany 1:1. „Zielony” miał za sobą doskonały 2016 r., szczególnie końcówkę, kiedy dał się ponieść fali entuzjazmu wywołanego wygraną w wyborach prezydenckich Donalda Trumpa. Wydawało się, że 2017 r. zapowiada się wyjątkowo dobrze dla amerykańskiej waluty. Fundamenty gospodarki USA były coraz mocniejsze, co przekładało się na wzrost dynamiki PKB, rosła inflacja, co sugerowało kolejne podwyżki stóp w FED, a na dodatek rosła wiara w reformy ekonomiczne nowego prezydenta. Jesienią 2016 r. prognozowano, że w 2017 r. dolar może być najdroższy od 15 lat.
Wystarczyło kilka miesięcy, aby zweryfikować wcześniejsze szacunki. Od początku roku dolar osłabł o 7 proc. względem koszyka 10 głównych walut i był to największy spadek od 2002 r. W ankiecie przeprowadzonej przez agencję Reutera pod koniec lipca ani jeden z 71 pytanych analityków nie wspomniał o możliwości osiągnięcia parytetu na parze USD/EUR. Od stycznia euro umocniło się wobec amerykańskiego odpowiednika o niemal 12 proc., do 1,178 dolara za euro, osiągając najwyższy poziom od początku 2015 r. Teraz euro przekroczyło kurs 1,18, zyskując w relacji do dolara ponad 0,4 proc. To poziom ceny niewidzianej na rynku od połowy 2014 r.
Silny jak złoty
Inaczej niż prognozowała część analityków zachowuje się też w tym roku złoty. Miał on za sobą słaby 2016 r. i pomimo korzystnych wyników naszej gospodarki znalazł się wśród najbardziej niedowartościowanych walut świata. Jeszcze pół roku temu niewiele wskazywało na odmianę tej sytuacji. Kondycja złotego była pochodną sytuacji rynków wschodzących, od których inwestorzy odwrócili się, skuszeni wizją zysków na coraz bardziej rozgrzanym rynku USA. Prognozy dla wszystkich emerging markets na ten rok nie były pozytywne. Możliwa premia za dodatkowe ryzyko przestawała być atrakcyjna w obliczu rosnących stóp i koniunktury za oceanem. Od początku roku powoli poprawiała się też kondycja gospodarki euro strefy, co dodatkowo osłabiało sentyment wobec rynków wschodzących.
Prognoza dla złotego ponownie okazała się nietrafiona. W maju, po kilku miesiącach wzrostów, PLN stał się najmocniejszą walutą na świecie. W czerwcu wyprzedzał go tylko meksykański peso, jeszcze bardziej przeceniony w 2016 r. niż złoty.
Europejski Bank Centralny wspiera euro
Przyczyną słabości dolara są niespełnione oczekiwana co do dalszego wzrostu stóp w FED. Inflacja jak na razie znajduje się poniżej celu, co powstrzymuje radę gubernatorów Rezerwy Federalnej przed dalszymi podwyżkami. Cena dolara spada też w związku z brakiem skuteczności administracji Donalda Trumpa, która próbuje przeforsować reformę systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Walucie nie sprzyjają wciąż pojawiające się informacje o kontaktach osób z bliskiego otoczenia prezydenta z przedstawicielami Rosji w czasie kampanii prezydenckiej oraz kolejne śledztwa w tej sprawie.
Czynniki polityczne są natomiast siłą napędową euro. Paradoksalnie, bo wedle zapowiedzi z początku roku, to właśnie polityka miała pogrążyć wspólną walutę. Kolejne wybory: w Holandii, Francji i jesienią w Niemczech generowały potężne ryzyko wygranej partii populistycznych, a co za tym idzie widmo chaosu i braku przewidywalności. Ten scenariusz jednak się nie spełnił. W Holandii i Francji wyborcy odprawili populistów z kwitkiem. W Niemczech, choć do wyborów zostały dwa miesiące, mało kto dzisiaj wątpi w sukces partii Angeli Merkel.
Wsparciem dla kursu euro są też dobre informacje z gospodarki strefy euro, która powoli zaczyna się odbijać od dołka, a wzrost wydaje się mieć trwałe podstawy. Znaczącą rolę pełni również Europejski Bank Centralny. Co prawda nadal nie wspomina o podwyżkach stóp i nie rezygnuje z polityki luzowania ilościowego, ale zapowiedział, że nie będzie już ciął stóp.
Euro po 4,15-4,30 zł
Umocnienie złotego do koszyka głównych walut wynika przede wszystkim ze zmiany sentymentu do rynków wschodzących. Otwarte jest pytanie o granicę wzrostu kursu PLN. W lipcu obserwowaliśmy konsolidację w granicach 4,25 PLN/EUR. Złoty nieco osłabł w związku z wydarzeniami wokół głosowania nad ustawami zmieniającymi ustrój sądów. Jednak zdaniem części analityków, wyhamowanie kursu ma źródło w fundamentach, limitujących dalsze wzrosty. W związku ze stanowczym stanowiskiem NBP w sprawie polityki pieniężnej, zakładającej utrzymanie stóp na niezmienionym poziomie, paliwo do dalszego umacniania złotego wyczerpuje się. Prognozy na koniec roku zakładają cenę euro w granicach 4,15-4,30 zł i 3,65-3,91 zł za dolara.
Dolar może się odbić
Dużo zależy od zachowania pary EUR/USD. Analitycy zwracają uwagę, że najważniejsze ustawy z pakietu reform Donalda Trumpa będą głosowane jesienią. Nie dotyczą kwestii tak dzielących partię Republikańską jak Obamacare, mogą zostać zatem gładko przyjęte. To powinno umocnić dolara.
Nie wiadomo jak długo będzie trwała hossa na euro. Dane ze strefy euro za letnie miesiące, wskazują na lekkie wyhamowanie dynamiki wzrostu. Cała UE pozostaje też w cieniu potężnych wyzwań politycznych, z negocjacjami w sprawie Brexitu na czele. W przyszłym roku odbędą się też wybory we Włoszech, gdzie dekompozycja sceny politycznej jest tak duża, że wszystkie rysujące się scenariusze są negatywne. Nawet jeśli nie wygra populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd, to słabe tradycyjne partie nie będą w stanie zbudować trwałej większości.
W kontrze do main streamu
Pierwsza połowa roku potwierdziła stara prawdę, że nie ma nic mniej pewnego niż prognoza zachowań rynków, szczególnie walutowych. Przesłanki do tworzenia modeli predykcyjnych, które jeszcze w styczniu można było uznać za w miarę pewne, bardzo szybko przestały być aktualne. Jeszcze jedna zasada znalazła potwierdzenie w ostatnich miesiącach, że planując inwestycję nie należy podążać w kierunku, w którym zmierza main stream, lecz warto budować alternatywne strategie inwestycyjne, bo mogą okazać się znacznie bardziej zyskowne niż polecane przez wszystkich aktywa.
Autor: Piotr Marciniak, dyrektor zarządzający BGŻOptima