O prognozach dla warszawskiego parkietu oraz impulsach dla światowych giełd wysyłanych przez USA rozmawiamy z Ryszardem Rusakiem, dyrektorem inwestycyjnym ds. akcji Union Investment TFI.
Jakie są Pana prognozy co do zachowania się warszawskiej giełdy do końca roku?
Jeśli nic złego się nie wydarzy, jest pole do tego, żeby do końca roku WIG wzrósł jeszcze o kilka procent.
A perspektywy dla polskich akcji na 2015 rok?
Są w dalszym ciągu całkiem niezłe. Czynnikiem, który bardzo mocno sprzyja akcjom, jest malejąca atrakcyjność obligacji. Od strony fundamentalnej natomiast istnieje oczekiwanie, że w drugiej połowie przyszłego roku nastąpi wyraźniejsze ożywienie gospodarcze. Dotyczy to zarówno Polski, jak i naszego głównego partnera handlowego, czyli Niemiec, które obecnie borykają się w przejściowymi problemami spowodowanymi m.in. słabszym popytem z Azji, Rosji i peryferii strefy euro. Jeśli do rosnącego popytu wewnętrznego w Polsce, stanowiącego główny składnik PKB, i popytu z zagranicy dodamy niską inflację oraz niskie stopy procentowe, wyłania się środowisko idealne dla akcji.
Czy któryś segment ma szanse pozytywnie się wyróżnić?
Gdyby do końca roku utrzymała się obecna słabość spółek małych względem dużych, co jest wielce prawdopodobne, to przyszły rok rysowałby się dla giełdowych maluchów całkiem pozytywnie. Bazując na obecnych wskaźnikach fundamentalnych, wolno przypuszczać, że w 2015 r. prawdopodobny jest 10-procentowy wzrost indeksów grupujących małe i średnie spółki. Ocieplenie sentymentu mogłoby dołożyć jeszcze kilka punktów procentowych do tego wyniku. Niemniej należy pamiętać, że obecna sytuacja rynkowa diametralnie różni się od tej z początku 2013 r.
To znaczy?
Na początku 2013 r. wskaźnik cena/zysk dla większości małych spółek kształtował się na poziomie jednocyfrowym. Obecnie baza jest wyższa. Co więcej, pewną niewiadomą pozostają OFE. Fundusze emerytalne sprzedawały polskie akcje dwa miesiące z rzędu i ten trend może być kontynuowany w kolejnych kwartałach.
Grozi nam masowa podaż akcji ze strony OFE?
Raczej nie, bo nie leżałoby to w czyimkolwiek interesie. Jestem natomiast zdania, że zjawisko zwiększania przez OFE ekspozycji na giełdy zagraniczne kosztem polskiej oraz ogólnej redukcji udziału akcji w portfelach funduszy emerytalnych będzie towarzyszyło nam również w przyszłym roku. W praktyce może to oznaczać podwyższoną zmienność, ponieważ krótkoterminowe zwyżki na giełdzie będą stanowiły okazję do sprzedaży części akcji przez zarządzających.
A jakie impulsy dla światowych giełd wysyła Ameryka? Czy należy obawiać się głębszej korekty lub nawet krachu?
Od jakiegoś czasu na światowych parkietach, w tym w USA, dominują krótkoterminowe trendy, sprowadzające się do wciskania na zmianę guzika „risk-on” i „risk-off”. Zwróćmy jednak uwagę, że po ostatniej krótkiej i intensywnej korekcie na S&P 500 inwestorzy, w tym fundusze hedgingowe, dali sygnał do zamknięcia krótkich pozycji. Od tamtej pory amerykański indeks odrobił straty i radzi sobie nieźle.
A fundamentalnie?
Spotykane gdzieniegdzie opinie, wieszczące w niedalekiej przyszłości wielki krach na amerykańskiej giełdzie, obecnie wydają się na wyrost. Sytuacja gospodarcza Stanów Zjednoczonych jest całkiem dobra – bezrobocie maleje, a stopy procentowe w USA najprawdopodobniej będą podnoszone bardzo powoli. Ponadto w USA, w przeciwieństwie do Europy, nie ma zagrożenia deflacyjnego. Nie widać także symptomów bańki spekulacyjnej. Waluacje na Wall Street nie są może najniższe, ale wskaźnik cena/zysk na poziomie 18–19 trudno w kontekście amerykańskiego rynku uznać za wygórowany. Jeśli więc miałyby się pojawić niepokojące sygnały dla globalnych rynków, raczej nie nadejdą one zza oceanu.