Kilka dni temu Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) opublikował wyniki tzw. stress-testów – symulacji pokazującej, jak europejskie banki poradziłyby sobie w przypadku wybuchu trzyletniego kryzysu finansowego. Całościowy obraz, jaki się z nich wyłania, nie jest ani szczególnie dobry (choć polski bank PKO BP wypadł bardzo dobrze), ani też bardzo zły.
Trudno też mówić o zaskoczeniu, tym bardziej w kontekście trwającej od wielu miesięcy dyskusji o problemach europejskich banków ze złymi kredytami, szczególnie we Włoszech. Współczynnik wypłacalności banków w przypadku wyimaginowanego kryzysu finansowego schodzi jednak na dalszy plan, jeśli zestawimy go z dużo bardziej palącym, rzeczywistym problemem. Głównym wyzwaniem dla europejskich banków – a tym samym złą informacją dla osób inwestujących w akcje tych spółek na giełdzie – są historycznie niskie stopy procentowe w strefie euro.
Niskie stopy procentowe to niższe zyski europejskich banków
Europejski Bank Centralny obniża stopy procentowe sukcesywnie, od wielu lat. W otoczeniu niskiego wzrostu gospodarczego jest to naturalne, jednak od czerwca 2014 r. stopa depozytowa pozostaje ujemna. Obecnie wynosi -0,4%. Rekordowo niskie są też pozostałe stopy procentowe w strefie euro: referencyjna wynosi 0%, a stopa kredytu 0,25%.
Poprzez wprowadzenie ujemnej stopy depozytowej EBC chciał zmusić banki komercyjne, by zwiększyły akcję kredytową zamiast lokować wolny kapitał na procent w banku centralnym. Cel ten wciąż nie został osiągnięty w satysfakcjonującym stopniu, natomiast odbił się na przychodach banków. Przypomnę tylko, że ujemna stopa depozytowa EBC oznacza, że bank komercyjny, który założy depozyt w banku centralnym (choćby overnight) nie dość, że nie otrzyma odsetek, to jeszcze będzie musiał zapłacić za przechowanie pieniędzy (powyżej stopy rezerwy obowiazkowej). W takim środowisku banki zarabiają mniej na swoich produktach finansowych, choćby kredytach. To dobra informacja dla kredytobiorcy. Gorsza dla samego banku.
Pewną rekompensatą dla banków komercyjnych jest tzw. program luzowania ilościowego (QE). Każdego miesiąca Europejski Bank Centralny skupuje z rynku obligacje o wartości 80 mld euro. Banki generują część przychodów swoich przychodów z handlu obligacjami i na „zakupach” ze strony EBC mogą zarobić. Nawet jeśli rentowności posiadanych przez nie obligacji są nominalnie niskie. Jednak nawet zyski czerpane z portfela obligacyjnego nie są w stanie zastąpić bankom dochodów osiąganych z podstawowej działalności.
Przyszłość też nie rysuje się w kolorowych barwach. Oczekiwania inflacyjne w strefie euro ponownie spadają na skutek umocnienia się wspólnotowej waluty i powrotu do spadków cen ropy naftowej. Niewykluczone więc, że EBC ponownie sięgnie po stopy procentowe jako narzędzie walki z presją deflacyjną, obniżając je jeszcze bardziej. Dla banków nie jest to zbyt dobra wiadomość.
Stress-testy przypomniały o jeszcze jednej istotnej kwestii. Jeśli zestawimy kapitalizację rynkową europejskich banków czy wielkość ich aktywów z rozmiarami europejskiej gospodarki (np. wielkością PKB) nasuwa się jeden wniosek – sektor bankowy w Europie jest zbyt duży.