W latach 2009 – 2014 wydajność pracy rosła w Polsce o ponad 3% – wynika z najnowszego raportu OECD. Lepszym wynikiem może pochwalić się tylko Litwa. Choć średni wzrost wydajności w Polsce był niemal trzykrotnie wyższy niż w krajach UE, to w ogólnym rankingu wciąż zajmujemy jedno z ostatnich miejsc.
Wzrost produktywności to jeden z kluczowych mierników konkurencyjności krajów i czynnik decydujący o wzroście gospodarczym i w efekcie o jakości życia. Wydajność pracy jest najczęściej obliczana jako realny PKB podzielony przez liczbę pracowników lub liczbę przepracowanych godzin pracy. Takie kryterium przyjęło także OECD w swoim najnowszym raporcie „Compendium of Productivity Indicators 2016”.
Gonimy Europę, ale za wolno
W rankingu OECD Polska zajęła drugie miejsce pod względem wzrostu wydajności pracy w latach 2009-2014. Wyniósł on ponad 3% (wartość wytworzonych dóbr w przeliczeniu na godzinę pracy), lepsza okazała się tylko Litwa, gdzie zanotowano wzrost na poziomie bliskim 4%. Zaraz za nami, na trzecim miejscu podium znalazła się Łotwa z podobnym wskaźnikiem wzrostu jak Polska. Dla porównania w krajach UE średni wzrost wydajności wyniósł nieco ponad 1% a w wysokorozwiniętych gospodarkach często wzrost nie przekroczył nawet tego poziomu. Tak było np. Holandii, Finlandii, Belgii czy we Włoszech.
OECD pokusiło się również o analizę wzrostu wydajności w poszczególnych krajach w latach 1995-2014. Polska wypada dobrze także w dłuższej perspektywie czasowej. W rankingu zajęliśmy piąte miejsce z blisko 4% wzrostem wydajności pracy rok do roku. Liderem zestawienia jest – ponownie – Litwa, drugie miejsce przypadło Łotwie, a trzecie Korei.
Produktywność pracy rośnie, jeżeli realny PKB zwiększa się szybciej, niż liczba pracowników (przepracowanych godzin). Z reguły jest ona tym wyższa, im więcej inwestuje się w kapitał ludzki oraz innowacje i nowe technologie. Dobrze ilustruje to przykład Niemiec i Holandii, gdzie wiele osób pracuje w niepełnym wymiarze pracy czy we Francji, gdzie obowiązuje krótszy dzień pracy. Mimo to w tych krajach udaje się utrzymać wzrost wydajności. W krajach Europy Środkowo-Wschodniej wskaźnik produktywności napędzany jest z reguły dłuższym dniem pracy i niższym wskaźnikiem zatrudnienia w niepełnym wymiarze pracy – W ciągu roku Niemcy pracują o kilkaset godzin krócej niż my, a mimo to wytwarzają dobra o znacznie wyższej wartości. Niestety, to nie tylko kwestia lepszej organizacji pracy, wyższej motywacji, ale też inwestycji w nowe technologie, które my zaczęliśmy wprowadzać z opóźnieniem – zauważa Anna Węgrzyn, wieloletni praktyk HR odpowiedzialna w firmie BPSC za rozwój systemów wspierających zarządzanie kapitałem ludzkim.
Mimo imponującego – na tle innych krajów – wskaźnika wzrostu wydajności, w ogólnym rankingu produktywności wypadamy bardzo słabo. W 2014 r. na pierwszym miejscu znalazł się Luksemburg. Średnia wartość wytworzonych produktów w przeliczeniu na godzinę pracy wyniosła ponad 90 dolarów. Nieco gorszy wynik osiągnęła Norwegia (ponad 80 dolarów) oraz Belgia (blisko 70 dolarów). Ranking zamyka Meksyk (20 dolarów). Polska zajmuje 6 miejsce – niestety od końca – z wynikiem 30 dolarów.
Gospodarka zwalnia
Jak wynika z danych OECD, od połowy lat 90-tych obserwuje się spadek produktywności w niemal wszystkich analizowanych krajach. Dotyczy to także Polski, choć na tle innych krajów ta zmiana jest marginalna. Dla przykładu – w 1973 r. Niemcy mogły pochwalić się 5% wzrostem wydajności, w 2015% oscylował on już w okolicach 1%. Podobnie w Japonii, gdzie wzrost w 1973 r. wynosił 6,7% a dziś trudno jest utrzymać dodatni wynik. Nie inaczej jest we Włoszech czy w Stanach Zjednoczonych.
Dlaczego wydajność rośnie wolniej skoro inwestuje się coraz więcej środków w nowe technologie, a pracownicy są coraz bardziej wykwalifikowani? Okazuje się, że wprowadzenie do fabryk komputerów i oprogramowania było zdecydowanie większą zmianą w porównaniu np. do współcześnie rozwijanych technologii takich Big Data czy Business Intelligence. Choć mają one wpływ na wzrost wydajności, to nie jest on już tak znaczący – W latach 90-tych informatyzacja zakładów produkcyjnych była totalną rewolucją. Wdrożenie systemu ERP w większości przypadków gwarantowało niemal skokowy wzrost wydajności. Można by przytoczyć długą listę przykładów rodzinnych firm, które dzięki dobrym decyzjom biznesowym, rosnącemu popytowi wewnętrznemu oraz zewnętrznemu i informatyzacji przekształciły się w duże przedsiębiorstwa zatrudniające kilkuset pracowników. Dziś to właśnie te firmy coraz śmielej wdrażają zaawansowane oprogramowanie produkcyjne, magazynowe czy HR’owe i to właśnie w tym segmencie rynku obserwowany jest największy wzrost wydajności – przyznaje Maryla Pawlik, dyrektor ds. sprzedaży w firmie BPSC, która zrealizowała ponad 650 wdrożeń systemów wspierających zarządzanie w dużych i średnich przedsiębiorstwach produkcyjnych, handlowych oraz usługowych.
Zapracowani, niedopasowani
Wzrost wydajności nie jest tak imponujący również ze względu na zmiany demograficzne – starzenie się społeczeństwa oraz niedopasowanie. Raport zwraca uwagę na to, że w krajach OECD znacząca liczba pracowników posiada albo za niskie, albo za wysokie kwalifikacje w stosunku do wymagań na swoim stanowisku. To przekłada się na niższą produktywność – Potencjał pracowników w dużej mierze jest marnowany dlatego, że na przestrzeni ostatnich lat przedsiębiorstwa wolały inwestować w rozwiązania wspierające zarządzanie produkcją czy logistyką, a nie ludźmi. Dziś w większości nie mają one narzędzi dzięki którym można szybko i precyzyjnie zmierzyć luki oraz nadwyżki kompetencyjne, ocenić efektywność pracownika i zaplanować jego rozwój. Jeśli nie znamy silnych i słabych stron pracownika i tym samym nie powierzamy mu zadań adekwatnych do jego możliwości, to trudno liczyć na jego wyższą wydajność. A wyzwań na rynku pracy jest coraz więcej – zwraca uwagę Anna Węgrzyn, wieloletni praktyk HR odpowiedzialna w firmie BPSC za rozwój systemów wspierających zarządzanie kapitałem ludzkim.
Zdaniem praktyków źródła problemu tkwią też w systemie edukacji. Od kandydata do pracy i pracownika wymaga się, aby „dzielił się wiedzą”, „współpracował”, „był komunikatywny”, „otwarty na zmiany”, „kreatywny”, „umiał przekonywać do własnego zdania” czy „wywierać wpływ na innych” itd. Tymczasem w procesie edukacji stosuje się do weryfikacji wiedzy i umiejętności szablony, kartkówki, kolokwia, egzaminy, które tę – tak pożądaną – „kreatywność” wtłaczają w ramy standardowych rozwiązań, odpowiedzi zgodnych z kluczem itp.
Opublikowany w ubiegłym roku raport McKinsey Global Institute zwraca uwagę, że aby utrzymać tempo wzrostu, produktywność musi rosnąć o 80 procent szybciej niż obecnie. Potrzebna jest fundamentalna zmiana sposobu w jaki pracujemy. Dlaczego? Dotychczasowy wzrost był efektem systematycznego wzrostu zatrudnienia oraz wyższej produktywności. Niestety, globalne zatrudnienie spowalnia już od ponad dwóch dekad – Liczba pracowników spada w Niemczech, Japonii, we Włoszech i w Rosji. Ten sam proces rozpocznie się już za 10 lat w Chinach i Południowej Korei. Skoro jedna z nóg na której opiera się wzrost słabnie, siłą rzeczy gospodarka nie może biec w takim samym tempie jak do tej pory – zwraca uwagę Anna Węgrzyn z BPSC.