„L4” na żądanie? W praktyce to kosztowne dodatkowe dni urlopu, które nie rozwiążą problemów służby zdrowia. W ostatnich dniach dyskusję w przestrzeni publicznej wywołał pomysł prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej. Łukasz Jankowski zaproponował, by umożliwić pracownikom pobieranie raz w roku 4-dniowego zwolnienia chorobowego na żądanie, w celu odciążenia lekarzy. Część medyków i ekspert rynku pracy odniosła się do pomysłu z dużą dozą aprobaty. „L4” na żądanie nie rozwiąże bolączek służby zdrowia, stanowił pole do nadużyć i kosztowny problem dla pracodawców.
– Szanse na realizację tego pomysłu oceniam jako znikome. Trzeba to powiedzieć wprost – ciężko sobie wyobrazić, żeby ktoś nie skorzystał z takiej możliwości, gdyby się ona pojawiła. W praktyce pracownicy zyskaliby zatem dodatkowe 4 dni urlopu. Propozycja przedstawiona przez prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej może dziwić i z pewnością nie rozwiązałaby bolączek służby zdrowia. Oczywiście, to jest trudny czas, mamy szczyt zachorowań na grypę, ale pamiętajmy że dalej znaczny odsetek zwolnień chorobowych stanowią też nadużycia – mówi Mikołaj Zając, ekspert rynku pracy, prezes Conperio, największej polskiej firmy doradczej zajmującej się problematyką absencji chorobowych.
– Poruszona nie została kwestia związana z pokryciem kosztów dodatkowej nieobecności pracowników w zakładzie pracy. Ponadto pobieraniem przez nich wynagrodzenia za ten okres. Ponadto także tego, czy chory miałby w tym czasie leżeć w łóżku czy może mógłby się przemieszczać. Nie możemy zapominać również o tym, że każdemu pracownikowi przysługuje 4 dni urlopu na żądanie. Jest to sprawdzony model, który nie budzi dodatkowych wątpliwości. Na samym końcu – odpowiedzialna opieka medyczna polega na badaniu pacjenta. Proporcje te i tak zostały w ostatnich miesiącach mocno zaburzone przez popularne teleporady i zwolnienia lekarskie w 5 minut, bez wstawania z kanapy – dodaje.
Źródło: Conperio
Przeczytaj także: Prognozy dla polskiej gospodarki na 2023 r.
Federacja Przedsiębiorców Polskich (FPP) opublikowała prognozy dla polskiej gospodarki na rok 2023. Ubiegły rok zdominowała wysoka inflacja – niestety łagodzona narzędziami proinflacyjnymi, brak inwestycji z KPO, problemy wynikające z Polskiego Ładu oraz rosyjskiej agresji na Ukrainę – a w konsekwencji zakłócenia w łańcuchach dostaw i kryzys energetyczny. Nadal nierozwiązane pozostają kwestie poprawy w sektorze ochrony zdrowia i zamówień publicznych – gdzie nie wdrożono waloryzacji inflacyjnej.