Liczba kierunków filologicznych jest jednym z głównych wyznaczników potencjału językowego danego państwa czy miasta. Ten z kolei decyduje często o lokowaniu zagranicznych inwestycji w regionie. Biznes upomina się o absolwentów filologii, którzy oprócz angielskim, traktowanym dziś jako standard, posługują się biegle również hiszpańskim, duńskim czy niderlandzkim. Czy oferta polskich uczelni nadąża za potrzebami rynku?
Badania Fundacji Pro Progressio na temat kluczowych czynników przy wyborze lokalizacji biznesowej wykazały, że aż 90% inwestorów zwraca uwagę na podaż kadry władającej płynnie językami obcymi. Studiowanie filologii, łączone do tej pory z perspektywą pracy w szkolnictwie lub przy tłumaczeniach, jest obecnie szansą na karierę w biznesie. Według najnowszego raportu Fundacji kierunki filologiczne oferowane obecnie na 102 polskich uczelniach obejmują nauczanie aż 50 języków obcych. Najpopularniejszymi są nieprzerwanie języki angielski i niemiecki oferowane odpowiednio przez 99 i 57 polskich uczelni. Zbyt mało jest jednak absolwentów posługujących się biegle innymi językami.
Wśród pracodawców szczególnie pożądane są języki: hiszpański, nauczany na 32 polskich uczelniach, norweski i szwedzki oferowany jedynie przez 7 szkól wyższych, niderlandzki, który studiować można na 4 filologiach oraz duński i fiński obecne na trzech 3 uczelniach. Liczba absolwentów też nie jest wyjątkowo wysoka. W ostatnim roku filologie hiszpańskie skończyło 757 osób, niderlandzkie 81, a wśród języków skandynawskich absolwentów było łącznie 218. Sam sektor BPO/SSC jest w stanie „wchłonąć” znacznie więcej osób posługujących się tymi językami – mówi Wiktor Doktór, Prezes Fundacji Pro Progressio.
Zdecydowanie warto uczyć się również języka rosyjskiego, w którym porozumieć się można zarówno z Białorusinami, Ukraińcami i innymi obywatelami dawnego bloku wschodniego. Ukraina to jeden z największych rynków globalnych usług IT – tylko w tym obszarze zaledwie w pięciu ukraińskich miastach pracuje ponad 100.000 ludzi. Władają oni językiem ojczystym, rosyjskim, ale też i angielskim i niekiedy polskim, co stanowi dobry przykład efektywnego wykorzystania znajomości języków sąsiadów.
Zależności pomiędzy biznesem a kompetencjami językowymi na danym terenie już zaczynają się uwidaczniać. Przykładowo filologie norweska i szwedzka oferowane są przede wszystkim przez miasta, w których ulokowane są kluczowe inwestycje skandynawskie: Trójmiasto (Kemira, Arla Foods, Transcom, Nordic Services, Det Norske Veritas), Szczecin (Tieto, BL Stream, Coloplast, Gamelion, DGS) i Poznań (Carlsberg, DFDS, DUNI, Ikea, OpusCapita). Co prawda firmy skandynawskie do komunikacji używają głównie angielskiego, jednak znajomość ich rodzimych języków wpływa pozytywnie na przyciąganie inwestycji. Nie bez powodu firm skandynawskich jest najwięcej w krajach nadbałtyckich – Litwie, Łotwie i Estonii, w których znajomość języków skandynawskich jest znacznie większa niż w Polsce.
Władze miast, we współpracy z przedstawicielami biznesu, powinny stymulować szkoły wyższe do uruchamiania filologii tych języków, których zapotrzebowanie na danym rynku pracy rośnie. Są znane kierunki uruchamiane wspólnie przez uczelnie i biznes, ale nie w obszarze językowym. W Łodzi, Sopocie, Radomiu, Gdańsku, Krakowie zostały uruchomione kierunki ściśle skorelowane z potrzebami rynku w tematyce ekonomii, finansów czy zarządzania. Powinno się położyć większy nacisk na promocję nauki języków obcych w szkołach wyższych, a być może już nawet na etapie wcześniejszej edukacji – mówi Wiktor Doktór.