Na niecałe trzy tygodnie przed upływem terminu składania deklaracji pozostania w OFE, wyboru dokonało niespełna pół miliona Polaków, spośród ponad 14 milionów członków funduszy emerytalnych. Czas wakacji z pewnością nie będzie sprzyjał większej aktywności w tym zakresie. A interesować się tą kwestią warto, bo przecież mimo rezygnacji z OFE, nasze pieniądze, które już do funduszy trafiły, nadal w nich pozostaną.
W propagandowym i medialnym przekazie rzadko podkreślano fakt, że rezygnacja z OFE jest w znacznej mierze tylko pozorna. Dotyczy ona bowiem jedynie przyszłych składek. Prawie 153 mld zł., które już do funduszy wpłynęło, nadal w nich pozostaje. Warto więc interesować się losem takich pieniędzy. Media do tej pory koncentrowały się głównie na tym, jaki wpływ na działalność samych funduszy i kondycję polskiego rynku kapitałowego będzie miało odcięcie OFE od dopływu składek. A przecież te kwestie będą mieć niebagatelny wpływ na to, co będzie się działo z gigantyczną kwotą pieniędzy, którymi fundusze emerytalne nadal będą zarządzały.
O ile większości obywateli los OFE i warszawskiej giełdy interesuje, mówiąc dyplomatycznie, w stopniu bardzo umiarkowanym, to uświadomienie im, że ich decyzja będzie w istotnym stopniu dotyczyła ich składek, które już w funduszach się znalazły, sprawiłoby prawdopodobnie, że aktywność w składaniu deklaracji byłaby wyraźnie większa. Niedostateczna akcja uświadamiająca istnienie takiego mechanizmu sprawiła, że 13,5 mln Polaków beztrosko „osierociła” swoje pieniądze, skazując je na spore ryzyko, a tym samym pozbawiając się sporej części korzyści, płynących z efektywnego zarządzania nimi przez fundusze. Rządowa propaganda koncentrowała się na krytyce funduszy oraz umniejszaniu roli drugiego filara dla wysokości naszych przyszłych emerytur.
Posługując się mechanicznie danymi statystycznymi, można oczywiście sprowadzić problem do absurdu, powołując się na sięgające kilkadziesiąt złotych miesięcznie wypłaty, które zaczęły trafiać z OFE do pierwszych emerytów, korzystających z drugiego filara. Można przeliczyć 153 mld zł., zgromadzone dotychczas w OFE na jednego członka funduszu, mówiąc, że daje to tylko około 10 tys. zł na osobę. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że sytuacja uczestników drugiego filara jest bardzo zróżnicowana. Niektórzy zdążyli w ramach OFE zgromadzić niewielkie kwoty, jednak w przypadku sporej części suma dotychczasowych składek urosła do kwot idących w dziesiątki tysięcy złotych. Tymi pieniędzmi fundusze będą zarządzać niejednokrotnie jeszcze przez kilkanaście lat. Od ich możliwości i umiejętności, ale także od decyzji regulujących ramy ich działalności, zależeć będzie czy i o ile nasze pieniądze zostaną pomnożone. Nawet średnia kwota 10 tys. zł., inwestowana przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, ma szanse wielokrotnie się zwiększyć. Trzeba jednak te szanse tworzyć, a nie ograniczać.
Podjęcie decyzji w sprawie tego, czy nasze przyszłe składki będą trafiać do OFE, czy do ZUS, to oczywiście święte prawo każdego obywatela, tym bardziej, że w momencie tworzenia funduszy emerytalnych takiego prawa większość z nas nie dano. Czym innym jednak jest świadoma decyzja, a czym innym bezczynność, w wyniku której nasze pieniądze z automatu będą trafiać do ZUS.
Nie ma wątpliwości, że „wybór” przytłaczającej części spośród 13,5 mln Polaków w sprawie udziału w OFE wynikał ze skalkulowanej przez rząd bezczynności. W takiej sytuacji trudno ich za tę bezczynność w pełni winić, ale trudno też z niej całkowicie rozgrzeszać. Rachunek za nasze decyzje wystawiony zostanie gdy przejdziemy na emeryturę, ale jego wysokość lepiej jest kalkulować już teraz.