Baltic Pipe – bezpieczeństwo energetyczne i koniec gazowego szantażu. O tym, jak ważnym paliwem jest gaz, wiemy wszyscy doskonale, ale że to „towar” strategiczny niektórzy dowiedzieli się całkiem niedawno. Zakręcenie przez Rosjan gazowych kurków początkowo wywołało panikę na europejskim rynku. Rządy wielu krajów nerwowo reagowały, a Polska zachowała umiarkowany spokój. O ile możemy być spokojni o to, że go nie zabraknie, o tyle nikt nie zagwarantuje ceny, które przyjdzie nam ów gaz zapłacić.
Autor publikacji: Marek Chrzanowski
Koniec gazu z Rosji
Od wielu lat Polska (w ramach kontraktu jamalskiego) była dużym importerem rosyjskiego gazu. Tylko w ubiegłym roku zużyliśmy ok. 20 mld m sześc. gazu ziemnego w połowie importując go gazociągiem jamalskim właśnie z tego kierunku. Resztę potrzeb około 5,5 mld m, sześc. zaspakajaliśmy importując go drogą morską i własnym wydobyciem.
Wojna w Ukrainie unaoczniła jak niebezpieczne było uzależnianie gospodarki od dostaw gazu z Rosji. Jednocześnie potwierdziła słuszność starań władz, że tylko dywersyfikacja dostaw tego paliwa zapewni nam bezpieczeństwo. Ponadto, że uzależnienie od jednego dostawcy może stać się bronią geopolityczną do trzymania w szachu Europy, poprzez stosowanie szantażu cenowego lub, co ostatecznie nastąpiło zakręcenie kurka.
Pomimo że nasz kontrakt z Gazpromem miał wygasnąć w grudniu, polityczna decyzja sprawiała wstrzymanie dostawy do Polski. To była rosyjska odpowiedź na odmowę płacenia za surowiec w rublach, czego zażądano od państw europejskich.
Jednak Polski operator gazociągów był przygotowany na taką ewentualność. Zabezpieczył w surowiec magazyny, wypełnił je w ponad 75 proc. a także przygotował się na ewentualność pozyskania paliwa z innych źródeł. Przygotował do tego terminal gazowy w Świnoujściu o przepustowości ok. 6 mld m sześciennych.
Baltic Pipe otwiera perspektywy uniezależnienia
Właśnie to, okazało się powodem zasadniczych zmian w myśleniu rządów wielu krajowi, które z przychylnością zaczęły odtąd podchodzić do pomysłu od lat forsowanego przez Polaków, jakim jest budowa gazociągu bałtyckiego, zwanego Baltic Pipe.
To nic innego jak system gazociągów, który uniezależni Europę od rosyjskiego gazu. System, pozwalający wykorzystać złoża gazu (do których niektóre koncesje ma Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo) w Norwegii, na którym chcemy oprzeć własne bezpieczeństwo energetyczne. Mowa o inwestycji, która stanie się kluczowym projektem, kończącym uzależnienie od gazowego szantażu Rosji i Białorusi.
Będący na ukończeniu (długości 900 km) gazociąg, dzięki któremu powstanie nowy korytarz dostaw o przepustowości ok. 8 – 10 mld m sześc. rocznie, łączy Polskę z Norwegią przez terytorium Danii. Biegnąca częściowo po dnie Bałtyku rura, układana jest od października 2020 roku, obecnie (po próbach udanych ciśnieniowych). W Polskiej części rurociągu (o długości 191 km przecina 3 województwa: zachodniopomorskie, lubuskie i wielkopolskie). Obecnie trwają zaawansowane w 98% prace wykończeniowe. W styczniu przyszłego roku nowy gazociąg ma osiągnąć pełną przepustowość tłocząc 1,1 mln m³ gazu na godzinę.
Czas na decyzje
Atak Rosji na Ukrainę uświadomił reszcie Europy, że poleganie na Rosji jest krótkowzroczne a dywersyfikacja dostaw staje się konieczna. Baltic Pipe został przez Unię Europejską uznany za cenną dla wspólnoty inwestycją, co przełożyło się na dofinansowanie budowy.
Rurociąg bałtycki jest ważny nie tylko dla Polski, ale również dla Europy. Dziś wiedzą już o tym wszyscy, choć jeszcze miesiąc temu nikt nie miał o tym pojęcia.