Jak informuje Piotr Sarnecki z PZPO, tylko 40 proc. kierowców w miarę regularnie sprawdza ciśnienie w ogumieniu. Tymczasem, ten pomiar trzeba wykonywać przynajmniej raz w miesiącu. Auto, jadące na niedopompowanych kołach, ma bowiem wydłużoną drogę hamowania i słabą przyczepność do nawierzchni. Zużywa też więcej paliwa.
Wielu kierowców czeka z dopompowaniem opony do momentu, gdy ona w widoczny sposób zaczyna się uginać. Jednak w ogumieniu współczesnych samochodów można to zauważyć dopiero wówczas, gdy powietrze spada do 50 proc. podstawowej wartości. Natomiast eksperci twierdzą, że tolerowany ubytek wynosi maksymalnie 30 proc. Opony ze zbyt niskim ciśnieniem nie przylegają całą powierzchnią bieżnika do podłoża, co wydłuża drogę hamowania i utrudnia sterowanie pojazdem. Dodatkowo, taka opona szybko się zużywa, a to bezpośrednio podnosi ryzyko wystąpienia groźnego wypadku. W skrajnej sytuacji, jazda z bardzo zaniżonym ciśnieniem, przez kilkadziesiąt kilometrów, może skończyć się nagłym pęknięciem przegrzanej opony. Wówczas skutki bywają dramatyczne.
– Warto zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli samochód jedzie z prędkością 100 km/h, a prawidłowe ciśnienie opon w tym modelu wynosi np. 2,5 bara, to rozgrzewają się one do bezpiecznej temperatury 70-80 stopni Celsjusza. Ale, jeżeli ogumienie jest niedopompowane i pozostaje na poziomie 1,5 bara, czyli ok. 40 proc. wartości podstawowej, to uzyskuje temperaturę 100 stopni Celsjusza. Pamiętajmy, że przy 120 stopniach, w środku koła, drut metalowy oddziela się w opasaniu od gumy. To osłabia dramatycznie konstrukcję opony. W trakcie długiej jazdy może ona po prostu wystrzelić – wyjaśnia Piotr Sarnecki, Dyrektor Generalny Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego.
Według eksperta, badanie ogumienia raz w miesiącu to absolutne minimum. Należy je wykonywać też przed każdą dłuższą trasą. Jesienią i zimą warto to robić znacznie częściej, szczególnie gdy występują duże wahania temperatury powietrza na zewnątrz. Wieczorem jest np. minus 5 °C, a w ciągu dnia plus 12 °C. Trzeba bowiem wiedzieć, że przy każdym ochłodzeniu, ciśnienie w kołach spada, średnio o pół bara na każde 10 stopni spadku temperatury. Zaleca się, aby pomiar był dokonywany przed poranną jazdą, kiedy jeszcze opony są zimne. Jeśli je rozgrzejemy, wynik będzie zawyżony. Tymczasem, jazda na niedopompowanych oponach jest nie tylko niebezpieczna, ale też nieekonomiczna. Gdy opory toczenia wzrastają ponad normę, samochód zużywa nawet kilka proc. więcej paliwa. I warto również o tym pomyśleć…
– Miejmy taki nawyk, aby rano, przed wyjazdem do pracy, założyć rękawice i poświęcić 2 minuty swoim oponom. Każdy kierowca, bez problemu, samodzielnie wykona pomiar w tak krótkim czasie. Wystarczy tylko, że wcześniej nabędzie dobrej jakości miernik. Może on być analogowy, choć na elektronicznym łatwiej jest odczytać prawidłowy wynik. Chcąc sprawdzić, czy mieści się on w granicach normy, należy spojrzeć na nalepkę, która zwykle znajduje się przy drzwiach kierowcy. Producent podaje na niej dopuszczalną granicę ciśnienia dla konkretnego pojazdu – tłumaczy Piotr Sarnecki.
Oprócz własnoręcznego, regularnego badania, ekspert z PZPO radzi, aby dodatkowo sprawdzać stan ogumienia w serwisie samochodowym. Warto o tym pamiętać nie tylko podczas wymiany opon, ale też np. przy zmianie oleju oraz po każdym uderzeniu w krawężnik lub najechaniu na ostry przedmiot na jezdni. Mechanik stwierdzi, czy np. guma nie została uszkodzona lub nadmiernie zużyta. Sam przegląd opon specjalista może zrobić na podnośniku, bez zdejmowania kół, co powinno zająć nie więcej, niż 5 minut.
– Zbyt wielu kierowców zapomina o pomiarze ciśnienia w oponach, ponieważ są zaabsorbowani innymi sprawami, a tutaj przecież chodzi o ich bezpieczeństwo. Koła, na których codziennie się poruszają, np. do pracy, podczas jazdy, nie są na linii ich wzroku, więc trudno im o nich pamiętać. Niemniej, to jest jedyna część, która łączy auto z drogą. Obojętnie czy samochód ma 100, 200, czy 500 koni mechanicznych, całe przełożenie tej mocy na jezdnię czy skuteczność systemów wsparcia hamowania, zależy właśnie od kondycji opon. I to w głównej mierze od nich ostatecznie zależy, jak szybko zatrzyma się pojazd – zwraca uwagę Piotr Sarnecki.
Ekspert z Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego przyznaje, że nie zna kraju, w którym istniałby przepis nakazujący sprawdzanie ciśnienia opon raz w miesiącu. Prace nad regulacjami odnośnie obowiązkowego pomiaru podczas corocznych badań technicznych samochodu prowadzone były od kilku lat w Brukseli. Zgodnie z uchwaloną Dyrektywą Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/45, diagnosta będzie zobowiązany do kontroli opon, w tym również ich ciśnienia. Państwa członkowskie mają czas na dostosowanie swoich przepisów do tego aktu prawnego do 20 maja 2018 roku.
– Poświęcenie 2 minut raz w miesiącu na zbadanie ciśnienia opon jest kwestią ludzkiej świadomości. Trudno wyobrazić sobie przepisy nakazujące taki obowiązek. Pośrednio on już istnieje, gdyż kierowca jest odpowiedzialny za sprawność i stan techniczny samochodu. Powinien też pamiętać o tym, że producent każdego pojazdu homologował go do ruchu na określonych oponach, w zakresie rozmiaru, ale też na danym ciśnieniu. Podczas kontroli policja czy też Inspekcja Transportu Drogowego może je skontrolować. Jednak, w praktyce, zanim rozpoczęłoby się badanie, musiałoby minąć kilkadziesiąt minut, aby opony ostygły. Wtedy dopiero pomiar byłby obiektywny – analizuje Piotr Sarnecki.
Znaczenie prawidłowego ciśnienia w oponach potwierdziła już Unia Europejska, uchwalając również przepisy o obowiązkowym montowaniu czujników ciśnienia w nowych samochodach, wyprodukowanych po listopadzie 2014 roku. Ale nawet, jeśli mamy już takie nowoczesne auto, to pamiętajmy o tym, że czujniki też ulegają uszkodzeniom. Dochodzi to tego, m.in. w trakcie niefachowej wymiany opon, przeprowadzanej na zużytych maszynach. Ręczny pomiar ciśnienia może więc zapobiec przykrym niespodziankom na drodze.
Wypowiedź: Piotr Sarnecki, Polski Związek Przemysłu Oponiarskiego