Skoda zaprezentowała swoją nowość. Octavię wyposażoną w litrowy, doładowany silnik z rodziny TSI. Tak niewielka pojemność w tak dużym aucie? Czesi uparcie twierdzą, że to wyśmienity pomysł. I choć początkowo zmotoryzowani nie chcieli w to wierzyć, teraz dobrą formę małolitrowego benzyniaka potwierdziły dziennikarskie testy. Trzeba to powiedzieć głośno – przyszłość ma rozmiar mini!
Recepta na nowy motor Skody była dosyć prosta. Inżynierowie stworzyli lekki blok, umieścili w nim tylko trzy cylindry i całość połączyli z doładowaniem. Skutek ich prac jest naprawdę zadowalający. Jednostka produkuje 116 koni mechanicznych i daje dostęp do 200 Nm momentu obrotowego. Jednym z pierwszych aut, w których motor 1,0 TSI będzie montowany, jest Skoda Octavia. Decyzja czeskiej firmy choć kontrowersyjna, budzi sprzeciw tylko na pierwszy rzut oka. Przy bliższym przyjrzeniu nabiera sensu.
Wyniki testów są bardzo optymistyczne. Skoda wyposażona w silnik 1,0 TSI jest i dynamiczna, i oszczędna, i ekologiczna. 116-konny liftback przyspiesza do 100 km/h w 9,9 sekundy. Dla porównania Octavia 1,2 TSI o mocy 110 koni mechanicznych na osiągnięcie tej samej prędkości potrzebuje 2 sekund więcej. Dużą różnicę widać także w przypadku szybkości maksymalnej. Silnik 3-cylindrowy rozpędza Skodę do 202 km/h. Poprzednik z czterema cylindrami kończy sprint przy prędkości 181 km/h.
Osiągi to oczywiście dopiero jeden z aspektów. Kluczem do sukcesu jest też spalanie i wyniki emisji spalin. Octavia 1,0 TSI spala w cyklu miejskim 5,4 litra benzyny. To samo auto, jednak wyposażone w motor 1,2 TSI, potrzebuje na pokonanie stu kilometrów ponad pół litra paliwa więcej. W cyklu mieszanym liftback z mniejszym silnikiem spala 4,5 litra. Tym samym różnica maleje do 0,3 litra.
Oczywiście Skoda nie stanowi wyjątku na rynku. Litrowy benzyniak zamontowany w samochodzie segmentu C powoli staje się standardem. Motor o tej samej pojemności od kilku lat ma w swojej ofercie Ford Focus. Całkiem niedawno do ekologicznej rodziny dołączył też m.in. Opel Astra. Sam downsizing też nie jest świeżym zjawiskiem. W końcu pierwsze konstrukcje o zredukowanej pojemności pojawiły się w sprzedaży przeszło dekadę temu.
Postępujące zmiany nie wykluczają działania jednego mechanizmu. Kierowcy jak najbardziej mają prawo mieć wątpliwości dotyczące małolitrażowych silników. Zanim jednak zapędzą się w swoich osądach, muszą spojrzeć na sprawę rozsądnie i zdać sobie sprawę z pewnej rzeczy. To właśnie do motorów o małej pojemności należy przyszłość jednostek spalinowych na rynku motoryzacyjnym.
Warto w tym momencie zaznaczyć, że ta przyszłość jest mocniej zakorzeniona w historii niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Silniki o niewielkiej pojemności są znane od zawsze. Przez dziesięciolecia były jednak montowane głównie w małych samochodach miejskich i w nich często miały pojemność mniejszą niż 0,7 litra.
Żadną nowością nie jest też wtrysk bezpośredni, który po raz pierwszy został zamontowany w roku 1955 w – uwaga! – Mercedesie 300SL oraz doładowanie świetnie znane kierowcom od końca lat siedemdziesiątych.
Motoryzacja, której historia ciągnie się już ponad wiek, z pewnością nie czuje żadnego zagrożenia ze strony downsizingu. Ten jest jedynie naturalnym stadium rozwojowym. Auta idą w stronę minimalizmu, bo mniej rzeczywiście czasami oznacza więcej. To samo dotyczy litrowego silnika benzynowego montowanego w Skodzie Octavii. Motor 1,0 TSI nie zabija czeskiego liftbacka, a jedynie sprawia, że ten będzie mógł jeszcze lepiej pełnić swoją rolę – czyli po prostu stanie się szybszym, bardziej oszczędnym i bardziej ekologicznym pojazdem rodzinnym.