80 proc. kapitału jaki wsparł polskie startupy to fundusze publiczne. Korzystanie z takiego modelu finansowania, wymaga odpowiedniego podejścia i przemyślanych wydatków, które pozwolą na prawidłowy rozwój organizacji. W jaki sposób zatem skutecznie rozwijać firmę i odpowiednio zarządzać pozyskanymi środkami?
Jak wynika z raportu Startup Poland pt. „Złota Księga venture capital w Polsce 2018”, za pomocą środków publicznych finansowanych było aż 81 proc. transakcji inwestycyjnych wśród polskich start-upów. Zaledwie co piąty inwestor deklaruje, że nie korzystał w inwestycji ze środków publicznych. – Fundusze pochodzące od Państwa są atrakcyjne i kuszą młode firmy, ponieważ często tego typu środki przyznawane są w formie bezzwrotnych grantów – mówi Sebastian Kwiecień z firmy Epic Ventures, który od 10 lat pomaga startupom pozyskiwać finansowanie. – Otrzymane w ten sposób pieniądze są normalnym etapem rozwoju źródeł finansowania nowych firm – pod warunkiem, że nie są nadużywane. Na polskim rynku obecnie większość nowych funduszy lewaruje się środkami publicznymi np. z programów NCBiR Bridge Alfa czy z Polskiego Funduszu Rozwoju – dodaje.
To w jaki sposób wydawane są pieniądze, najczęściej zależy od zamiarów wydającego. Pamiętajmy, że startup to poszukiwanie powtarzalnego, skalowalnego oraz zyskownego modelu biznesowego. Wszystkie podejmowane decyzje powinny być odpowiednio przemyślane i oparte o dobrą strategię biznesową. Tak jest również w przypadku środków publicznych, których wykorzystanie powinno bazować na kilku bardzo ważnych fundamentach.
Po pierwsze – wybierz odpowiedni moment na uzyskanie finansowania
Wczesne stadium projektu to praca nad produktem oraz określaniem grupy odbiorców, do której będzie on skierowany. – Pieniądze publiczne do startupu mogą trafić z wielu źródeł. Może być to bezpośrednie finansowanie od takich instytucji jak np. NCBR, jak również pieniądze od firm typu venture capital, które otrzymały środki publiczne na wsparcie finansowe startupów. Nasza spółka miała okazję korzystać z obu źródeł i zdecydowanie mogę powiedzieć, że efektywne wykorzystanie pieniędzy z programów unijnych kierowanych bezpośrednio do startupów jest bardziej wymagające niż w przypadku tych kierowanych do pozostałych firm – Wojciech Radomski, CEO StethoMe, będącego twórcą bezprzewodowego stetoskopu z inteligentnym systemem analizy dźwięków. – Programy takie wymagają od beneficjenta zaplanowania budżetu z ogromnym wyprzedzeniem i nie są dostosowane do dynamiki startupu. Ideą startupu jest praca nad projektami wysoce innowacyjnymi, które charakteryzują się dużą zmiennością w czasie i wszelkie zmiany są bardzo trudne do osiągnięcia oraz wymagają wiele wysiłku – wyjaśnia.
– Zdecydowanie łatwiej jest ustalić zmiany strategii z inwestorami niż z podmiotami pośredniczącymi w udzielaniu dotacji. Nie zmienia to jednak faktu, że oba źródła finansowania są doskonałą okazją do rozwoju naszego biznesu. Po prostu jedno jest bardziej wymagające od drugiego. Mając na uwadze wszystkie czynniki, z naszego doświadczenia wynika, że o dofinansowanie warto starać się od samego początku istnienia spółki czy pomysłu. Wnioski unijne są wymagające, a eksperci surowi. Nam udało się uzyskać dofinansowanie dopiero za trzecim razem, co zajęło ponad rok czasu – dodaje Radomski.
Z drugiej strony należy pamiętać, aby umiejętnie skonfrontować swoją koncepcję produktu lub usługi z rzeczywistymi potrzebami klientów, tak aby spełnić ich oczekiwania. Bycie cierpliwym w wielu przypadkach okazuje się najważniejszą cechą, którą powinien posiadać każdy młody przedsiębiorca.
– Dobry produkt to taki, który rozwiązuje problemy ludzi oraz organizacji, a zapotrzebowanie na niego odnosi się do twardych danych zidentyfikowanych przez klienta. To rynek powinien powiedzieć nam czego potrzebuje, zaś rolą zarządzających startupem jest stworzenie takiego rozwiązania, które posiadać będzie unikalną przewagę nad konkurencją – mówi Łukasz Parafianowicz z Surge Cloud, startupu specjalizującego się w cyfrowej transformacji i tzw. hadlometrii.
Po drugie – miej cel i produkt, który rozwinie firmę
Zakup podzespołów, technologii, czy etap startu produkcji w startupach opartych o hardware, to z reguły największy próg w wejściu na rynek masowy. Takich kosztów nie da się przesunąć czy odłożyć na później. Posiadając takie konkretne wyznaczone cele, znacznie łatwiej jest zaplanować budżet i efektywnie go wykorzystać. Warto zwrócić uwagę, że w większości przypadków, koszty produkcji przekraczają znacznie prywatne możliwości firmy. Dlatego właśnie tutaj ze wsparciem przychodzą publiczne pieniądze, które powinny wspierać dobrze zaplanowany produkt.
Po trzecie – wewnętrzna potrzeba efektu
Chęć pozyskania funduszy publicznych, powinna wiązać się z wypracowaną już strategią wdrażania produktu. Pozwala to zagwarantować skuteczny rozwój firmy. Przykładem jest tutaj poznański startup Surge Cloud, który opracował inteligentna półkę, pozwalającą badać rotację towaru na sklepowych regałach. – W naszym przypadku, istotną kwestią utrzymania wszystkiego w ryzach było pozyskanie kontaktów z klientami i partnerami. Zawarliśmy umowy z wybranymi sieciami handlowymi, które obligują nas do przygotowania naszego produktu na czas. Firmy, u których testujemy nasze rozwiązanie, mogą stać się naszymi pierwszymi klientami. Dlatego musimy bezwzględnie przestrzegać terminów – mówi Marcin Dąbrowski z Surge Cloud.
Po czwarte – tworzenie przewagi technologicznej (innowacji)
Jedna z gwiazd światowego hokeja Wayne Gretzky, w ten sposób wskazał tajemnicę swoich sukcesów: „Należy jechać tam, gdzie krążek zmierza, a nie tam, gdzie znajduje się w danym momencie”. Ten cytat doskonale można odnieść również do tworzenia przewag technologicznych, które mają wiele wspólnego ze sportem, gdzie toczy się rywalizacja. Startupy z Polski, aby pokonać rywali z USA, czy Izraela muszą wydawać środki publiczne przeznaczone na wspieranie polskiej innowacji szybciej i bardziej elastycznie, czyli być tam, gdzie przysłowiowy „krążek” zmierza. Doskonałym punktem odniesienia jest tutaj Izrael. To kraj, który rewolucję technologiczną rozpoczął w latach 60-tych po nałożeniu na niego embarga przez Francję. Zmusiło to Izraelczyków do samodzielnego budowania przewagi technologicznej. Dziś Izrael to ponad 3,5 tysiąca firm technologicznych, siedziba wielu funduszy VC oraz miejsce konkurujące z Doliną Krzemową o miano kolebki światowej innowacji. Warto, aby Polska podążyła tą drogą i czerpała z doświadczeń Państwa znad Morza Śródziemnego.