Okres wakacyjny ma swoje prawa na rynku kapitałowym. Aktywność inwestorów jest mniejsza, co przekłada się na względną łatwość w wygenerowaniu przesunięć indeksów. Z drugiej jednak strony inwestorzy otrzymują mniej impulsów i z czysto informacyjnego punktu widzenia nierzadko doświadczyć można niemałej posuchy.

W otoczeniu okres spokoju będzie przerwany wynikami spółek za kończący się w tym tygodniu II kw., ale lokalnie po ostatnich zmianach w terminach publikacji raportów okresowych uzbroić się będzie trzeba w większą cierpliwość. Zresztą ostatnie sesje dość wyraźnie pokazują, że uwaga przesunęła się nieco z parkietów akcyjnych na rynki walutowe i obligacyjne.

Pierwsze skrzypce wciąż grają słowa bankierów centralnych, spośród których najbardziej wypatrywane są te tyczące się ograniczenia europejskiego stymulusu monetarnego. Wpływa to na względną siłę waluty wspólnotowej, co lekko ogranicza konkurencyjność europejskich przedsiębiorstw, a to one miały być wynikowym prymusem w tym roku. Z kolei w przypadku obligacji głośno zrobiło się o wypłaszczeniu amerykańskiej krzywej rentowności. Na jej krótki koniec wpływają zwyżki stóp procentowych aplikowane przez FOMC, ale długi koniec pozostaje zakotwiczony przez powracający niczym bumerang paradygmat sekularnej stagnacji.

To bardzo istotna zmiana, gdyż jeszcze nie tak dawno inwestorzy wierzyli w możliwość wejścia globalnej gospodarki w długotrwały okres wzrostu, co wywierałoby odpowiednią presją na oczekiwania inflacyjne. Teraz jednak ta nadzieja przemija, co jest dość silnie skorelowane z kolejnymi porażkami Donalda Trumpa. Warto w tym miejscu wspomnieć, że we wtorek przesunięte zostało głosowanie nad kluczową dla republikanów ustawą o ubezpieczaniach zdrowotnych. Nakłada się na to fakt kontynuacji słabości sektora spółek technologicznych oraz pewne przesunięcie popytu w stronę defensywnych sektorów.

Sumarycznie rzecz biorąc każe to zachować długoterminową ostrożność wobec ryzykownych aktywów, choćby dlatego, że ostatni raz amerykańska krzywa rentowności była tak płaska w grudniu 2007 roku, czyli w okresie końca poprzedniej hossy. Oczywiście nie oznacza to, że już zaraz zacznie się okres dekoniunktury.
Wprost przeciwnie, z sezonowego punktu widzenia wakacyjny okres jest całkiem niezły, tyle że służy mu wiosenna korekta. W tym roku maj i czerwiec nie przyniosły jednak większych spadków, co może ograniczać potencjał letnich wzrostów. Tych wykluczyć jednak nie można i wydaje się, że do jesieni globalna koniunktura powinna się utrzymać na dobrym poziomie.

 

Autor: Łukasz Bugaj, CFA