Choć od rekordu ustanowionego przez kurs franka szwajcarskiego do złotego minęło już prawie dwa i pół roku, dopiero teraz niektórzy politycy zauważyli, że wahania kursów walut mogą być kłopotliwe dla kredytobiorców. Od rekordu frank potaniał jednak o 70 groszy, a złoty jest wyjątkowo stabilny. To jednak znaczy niewiele, bo zbliża nam się seria wyborów.
Przed nami wybory do Parlamentu Europejskiego, samorządowe, prezydenckie i parlamentarne. Kiełbasy wyborczej będziemy mieć więc pod dostatkiem. Czasami może ona wyglądać wyjątkowo smakowicie i niezmiernie kusić. Tak jak ta dotycząca posiadaczy kredytów we frankach szwajcarskich. W Polsce jest 700 tysięcy kredytów walutowych. Problemy ze spłatą ma około 21 tysięcy osób – to 3 procent tych, którzy je zaciągnęli. W głównej mierze spowodowane są one zmianą kursu franka. Wiele osób, które zaciągały pożyczki przy kursie np. 2,20 zł za 1 franka, ma dziś do spłaty 50 procent więcej kapitału. Należy jednak pamiętać, że od tamtego momentu znacząco spadły stopy procentowe w Szwajcarii. Wyraźnie więc zmniejszyło się oprocentowanie kredytów. Posłowie wpadli jednak na pomysł, aby na kłopotach niektórych Polaków zbić polityczny kapitał. Apelują więc do banków, aby te dostrzegły ich trudną sytuację.
Od razu pojawiły się kuluarowe informacje, że pomoc ta ma polegać na przewalutowaniu kredytu na złotówki po kursie zaciągania pożyczki. Banki i Ministerstwo Finansów odpowiedziały szybko. Operacja ta kosztowałaby ponad 40 miliardów złotych, doprowadziłaby do niestabilności naszego systemu bankowego, a trzy banki by upadły. Politycy – autorzy pomysłu – od razu sprecyzowali, że nie chodzi im o przewalutowanie, ale tylko o to, by banki dostrzegły problemy posiadaczy kredytów we frankach. Żadnych konkretów, żadnego przykładowego rozwiązania. Od razu stanęły mi przed oczami Serce i Rozum z reklamy, w której zostają zatrzymane przez policję za przekroczenie prędkości. Serce apeluje do policjanta: „Człowieku, zobacz człowieka w człowieku”. I mniej więcej do tego sprowadza się apel posłów. Serce polityka apeluje do banków: dostrzeżcie kłopoty kredytobiorców i wyciągnijcie ze swoich skarbców 40 miliardów złotych. Rozum jednak milczy. Ciekawe dlaczego? Czyżby dlatego że wiedział, iż to nierealne? Że to tylko apel na potrzeby kampanii reklamowej tudzież wyborczej? Chętnie przyłączę się do tego apelu. Chciałbym, aby banki nie były takie bezduszne w wielu przypadkach w stosunku do swoich klientów. Chciałbym także, jako klient tych banków, częściej być traktowany po partnersku, a nie przedmiotowo – jako maszynka do płacenia odsetek, prowizji, opłat za karty i prowadzenie rachunków.
A wracając jeszcze na koniec do pomocy „frankowym” kredytobiorcom. W czym oni są lepsi od tych posiadających pożyczki w euro czy dolarach? Dlaczego nie pomagać tym, którzy mają kredyty w złotym i z jakiegoś powodu wpadli w kłopoty? Politykom podpowiem. W Polsce więcej jest tych posiadających kredyty w rodzimej walucie. Propozycja pomocy dla nich niesie szanse dotarcia do większej grupy wyborców. Wymyślcie coś jeszcze. Będę miał o czym napisać.