Na środę 12 czerwca zaplanowane jest się pierwsze czytanie ustawy, która ma ograniczyć zatory płatnicze.

Nowe założenia mają regulować transakcje biznesowe między dużymi przedsiębiorcami a mikro-, małymi- lub średnimi firmami. Mają nałożyć na kupującego obowiązek zapłaty za towary w określonym terminie – maksymalnie do 60 dni. Są jednak  branże, które nie powinny podlegać takim zasadom, bo rządzą się odmiennymi regułami. Dla nich zbyt rygorystyczne podejście do problematyki płatności może zaszkodzić poprzez zbytnie ujednolicenie i niedostosowane do specyfiki biznesu.

Zobacz też:

Co się stanie kiedy zmiany wejdą w życie?

Obecnie przykładowo w branżach wyposażenia domu i ogrodniczej średni termin płatności faktur wynosi ponad 100 dni, a średni czas przechowywania towarów na stanie magazynowym sklepu i ich rotacji jest nawet dłuższy. Dlatego też jakkolwiek planowane zmiany w założeniu mają pomóc małym i średnim przedsiębiorcom,  to paradoksalnie mogą im zaszkodzić w przypadku niektórych branż. Jeżeli terminy płatności zostaną odgórnie skrócone do maksymalnie  60 dni, może to spowodować, że sieci handlowe będą wybierać większych dostawców, z którymi ustalą dłuższe terminy płatności zamiast współpracować z mniejszymi podmiotami z sektora MŚP.  Dostosowanie specyfiki terminów płatności do konkretnych branż wydaje się kluczowe przy pracach nad tą ustawą, ponieważ  tylko tak można zagwarantować dostęp do rynku licznym małym przedsiębiorcom. Umożliwi to także funkcjonowanie wszystkich uczestników rynku zgodnie ze specyfiką danej branży i jej produktów – mówi Maciej Ptaszyński, dyrektor Polskiej Izby Handlu.

Regulacja nie dla wszystkich

Nie można uregulować wszystkich rodzajów działalności w jednakowy sposób. Wprowadzenie 60-dniowego terminu płatności nie ma uzasadnienia w takich branżach jak  wyposażenie mieszkań, artykuły budowlane, sprzęt ogrodniczy, sprzęt elektroniczny, AGD, książki oraz artykuły papiernicze, akcesoria i części samochodowe, sprzęt sportowy czy artykuły dla dzieci. Wynika to z charakteru towaru, czasu jego zbywalności, a więc i harmonogram rozliczeń powinien być inny. Takie produkty rotują znacznie wolniej, nie mają daty przydatności do spożycia, popyt na nie podlega wahaniom, a jeżeli już to sezonowym, gdzie okres 60 dni zupełnie się nie sprawdza. Przykładowo niesprzedany sprzęt sportowy czy do pielęgnacji ogrodu może przebywać w magazynie sklepu nawet pół roku.

Proponowane zmiany jakkolwiek celowe jednak nie uwzględniają specyfiki niektórych branż oraz są zbyt ogólne. Może to doprowadzić do ograniczenia udziału małych i średnich przedsiębiorców w rynku.