Ceny węgla rozgrzane do czerwoności. Choć od premiery komedii Stanisław Barei „Miś” minęło 41 lat, to zawarte w nim sceny i wypowiadane zdania wciąż ku naszemu zaskoczeniu pozostają „jakby” prawdziwe. – Stary budź się! Bier siekiera! Wyngiel, wyngiel we wiosce! – krzyczała jedna z bohaterek filmu. – Wojna będzie, przed wojną też był – dopowiadała kolejna. To, co dawniej bawiło wszystkich, dziś już śmieszy znacznie mniej, komediowe dialogi zastąpiło życie, a fikcja stała się rzeczywistością.

Autor publikacji: Marek Chrzanowski

Dziś, w dobie wojennego kryzysu, słusznie nałożonych restrykcyjnych sankcji na Rosję, możemy mówić, że węgiel był …, ale przed wojną, bo teraz go po prostu nie ma i pewnie długo nie będzie. Co prawda, dziś nie musimy już wycinać siekierą choinek (w zamian za deficytowy towar), ale tylko dlatego, że obecnie rządzący zaproponowali nam ograniczone zbieranie chrustu w lesie. I na tym kończy się podobieństwo do filmowej fikcji. Dalej mamy już tylko do czynienia z kryzysem, o jakim świat dawno nie słyszał.

Węgla po prostu, brak

Nikt już nie kryje, że wojna w Ukrainie wywołała światowy kryzys na runku paliw: zarówno płynnych, gazowych i stałych. Większość europejskich państw nie była na to gotowa, a mimo to zdecydowała się nałożyć sankcje na potężnego dostarczyciela tych dóbr, Rosję. Wprowadzony zakaz handlu paliwami spowodował problemy, które już odczuwa także Polska. Ceny paliw płynnych poszły mocno w górę, podobnie węgla, którego na dodatek brakuje. Ocenia się, że deficyt surowca w tym roku sięgnie 9 – 11 mln ton. Z czego aż 5 mln ton, to węgiel „komunalno – bytowy”, co na kwartał przed sezonem grzewczym mocno wszystkich przeraża.

Ceny węgla rozgrzane do czerwoności- kopalnia węgla.
Ceny węgla rozgrzane do czerwoności

Powodów tego stanu jest kilka. Po pierwsze całkowite wstrzymanie importu z Rosji (bo, od 2018 r. sprowadziła z Rosji ponad 42 mln ton, a tylko w 2021 r. 12,3 mln ton). Po drugie spadające wydobycie węgla w Polsce. Co roku zmniejsza się o ok. 5 mln ton, aktualnie sięga 54 mln ton, z czego jednak 11 mln jest to węgiel koksowniczy. A zatem z dostępem do polskiego węgla jest coraz trudniej. Co prawda możemy liczyć na zwiększenie wydobycia o 1,5 milion ton, ale w ciągu roku. Wyższe wydobycie będzie możliwe dopiero po uruchomieniu nowej ściany, co zajmie od 2 – 3 lat.

Kolejki po węgiel

Nic dziwnego, że przed kopalniami ustawiają się gigantyczne kolejki chętnych: (pośredników, jak i zarządców dużych ciepłowni). Odbiorcy indywidualni bez efektów poszukują węgla na składach opałowych. Ceny z każdym dniem szybują mocno w górę. Co dodatkowo potęguje rozgoryczenie klientów i wprowadza opalających węglem do rozpaczy.

Społeczeństwo jest zbulwersowane, że w Polsce, która „na węglu stoi”, brakuje surowca, a jego cena jest nieracjonalnie wysoka. Z kopalni węgiel wyjeżdża w cenie około 1000 zł za tonę, zaś w na skaldzie jest 3 razy droższy. A zatem podejrzenie rządzących o spekulację pośredników wydaj się całkiem możliwe i zamierzają z tym walczyć, chcąc narzucić maksymalną wysokość marży.

Choć jeden sezon grzewczy dopiero się skończył, a do kolejnego zostało kilka miesięcy, wielu mieszkańców już teraz zastanawia się, czy będzie miało, czym ogrzewać swoje domy. Węgiel stał się towarem deficytowym, a jego brak jest coraz bardziej odczuwalny.

Ceny węgla drastycznie wzrosły

Tylko w tym roku (od stycznia do kwietnia 2022) ceny opału wzrosły średnio: węgiel o 26 proc., „pellet” o 19 proc., a drewno kawałkowe o 24 proc. Porównując je rok do roku, różnice cenowe są jeszcze większe. Od styczniem 2021 r. węgiel zdrożał o 101 proc., „pellet”o 89 proc., a drewno kawałkowe o 74 proc. Zaś „ekogroszek” podrożał o 100% do 3 tys. zł. za tonę. Nieco mniej podrożała „kostka” czy „orzech”, za którego tonę przychodzi obecnie zapłacić (jeśliś jest) 2000 zł.

W dodatku opału w sprzedaży jest na tyle mało, że trzeba ustawiać się w wirtualnej kolejce. Skład Polskiej Grupy Górniczej (PGG) zapewnia, że do sprzedaży dla klientów indywidualnych kieruje całą wyprodukowaną ilość węgla opałowego. Od początku tego roku do połowy maja br. sklep PGG, sprzedał ok. 206 tys. ton węgla opałowego. Co prawda wprowadził limit 5 ton na gospodarstwo domowe przy niezwykle atrakcyjnej cenie. I tak za „orzech” 900 zł za tonę, „ekogroszek” 1200 zł, tyle tylko, że i opału zazwyczaj brakuje.

Import nie wygasi problemu

Import węgla z Rosji ma zostać zastąpiony węglem z krajowych kopalń i zakupami z innych, czasem dalekich krajów. Rząd zapewnia, że zwiększy import tego paliwa z dalekiej Australii, RPA i Indonezji. Największy import spodziewany jest z Kolumbii i Kazachstanu. Najgorsze w tym działaniu jest to, że import nie nastąpi z dnia na dzień, a dodatkowo znacznie podwyższy cenę paliwa. Dostawy drogą morską są długotrwałe i drogie. Przeszkodą w realizacji rządowego programu może być także to, że maksymalna przepustowość naszych portów to 8 mln ton węgla, ale rocznie. A zatem fracht, transport lądowy i niskie możliwości przeładunkowe nie gwarantują powodzenia, gdyż potrzeba znacznie więcej czasu do realizacji zamierzeń. A czasu już nam brakuje.

Węglowy alarm

Złą sytuację na rynku i węglowy alarm ogłosiło Ministerstwo Aktywów Państwowych, świadome czekających nas trudności. Nie tylko w przypadku odbiorców indywidualnych, ale znacznie dotkliwszych w przypadku ciepłownictwa. Dziś kierownicy lokalnych ciepłowni załamują ręce. Na rynku jest całkowity brak miału węglowego. Cena „ekogroszku” wzrosła kilkaset procent, a słabo rentowne dotąd ciepłownie nie są w stanie zaciągnąć kredytu.

Wydaje się, że zapowiadane przez rząd działania wydają się mocno spóźnione. Ogłoszone zmiany w handlu węglem (umowy określające maksymalną marżę) niewiele zmienią, skoro na składach brakuje opału. Cóż pozostanie z zapewnień, iż cena węgla dla odbiorców indywidualnych będzie taka sama jak w ub. roku, skoro już niemal pewnym jest, że zakłady ciepłownicze zapłacą za surowiec znacznie drożej. A zatem podwyżka czynszów mieszkaniowych wydaje się nieunikniona.