BIZNESTUBA – dalej BT.

Krzysztof OPPENHEIM, Prezes Zarządu „Nieruchomości Boża Krówka”(dalej KO),

ekspert finansowy od kredytów hipotecznych, restrukturyzacji zobowiązań, specjalizujący się także w oddłużaniu i upadłości konsumenckiej. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”.

BT.  Jak Pan ocenia szanse na opracowanie przez rząd stosownej ustawy dotyczącej kredytów frankowych oraz wdrożenie jej w życie?

 Marnie to widzę…

Czyli nie wierzy Pan, że uda się przeforsować w sejmie propozycję Prezydenta Dudy, który proponuje przewalutowanie kredytów po tzw. kursie sprawiedliwym?

Proszę zwrócić uwagę, że od ogłoszenia projektu ustawy minęło już ponad 3 miesiące i sprawa nie ruszyła do przodu. Praktycznie ze wszystkich stron – także części kredytobiorców, którzy wpakowali się w ten toksyczny bankowy produkt –słyszymy tylko krytyczne opinie na temat prezydenckiego projektu. Ja również jestem na NIE, jeśli chodzi o ocenę tej propozycji.

Cóż się więc Panu nie podoba w przedstawionej przez prezydenta propozycji rozwiązania problemu frankowiczów?

Przede wszystkim negatywnie należy ocenić sposób przewalutowania. Zgodnie z projektem ustawy, ma to nastąpić po tzw. kursie sprawiedliwym. De facto – jest to jedynie nazwa własna, która może dobrze się sprzedawać marketingowo.  Ale już po krótkiej analizie efektów zastosowania „kursu sprawiedliwego”, łatwo wyciągnąć wniosek, że bardziej odpowiednia nazwa wyliczonego sposobu przewalutowania to „kurs przypadkowy”. Część kredytobiorców, szczególnie osoby, które wpakowały się we franki w 2008 roku będzie bardzo wygrana, natomiast kredytobiorcy z okresu 2004-2006 nie uzyskają nic na wprowadzeniu prezydenckiej ustawy, lub ich korzyści będą minimalne. Tym samym nie ma więc tumowy o sprawiedliwym rozwiązaniu.

Co dalej mają robić frankowicze?

 Wszystko zależy od sytuacji. Żadnego sensownego ruchu nie mają te osoby, których zadłużenie jest mniejsze od wartości nieruchomości oraz ich sytuacja finansowa jest na tyle dobra, że poradzą sobie ze spłatą. Nie pozostaje w tym przypadku nic innego tylko kontynuacja spłaty.

Skrajnie inna sytuacja, to brak możliwości spłaty kredytu oraz zadłużenie przekraczające wartość mieszkania. Zwykle najlepszym rozwiązaniem będzie wtedy złożenie wniosku o upadłość konsumencką. Wraz z zaprzestaniem spłaty zobowiązania: są to bowiem środki wyrzucone w błoto, bank i tak prędzej lub później wypowie umowę kredytową.

W jakich innych sytuacjach odradza Pan spłatę zobowiązania?

 Tu może posłużę się przykładem, jest to jedna ze spraw, która trafiła do mnie w ostatnim okresie. Kredytobiorcy to rodzina z dwójką nieletnich dzieci, pracuje tylko mąż i zarabia miesięcznie ok. 8000 zł/netto. Z tego obecnie aż 5000 zł pochłania spłata kredytu.

Nieruchomość, która stanowi zabezpieczenie kredytu – segment w okolicach Warszawy – warta jest obecnie nie więcej niż 550 tys. zł. Wartość zadłużenia: około 1,2 mln zł. Co zatem oznacza dalsza spłata zobowiązania? To jest tak, jakby kupić od banku nieruchomość – wartą 550 tys. zł – za kwotę 1,2 mln zł i na dodatek jeszcze płacić odsetki. Jest to działanie absurdalne pod kątem opłacalności ekonomicznej. Dodać należy, że sytuacja finansowa tej rodziny – od paru lat cała ich aktywność zawodowa i dochody podporządkowane są spłacie kredytu – spowodowała niemal rozpad małżeństwa: związek małżeński zamienił się w związek hipoteczny. Rodzina jest w rozsypce.

Poradziłem więc klientom, aby odpuścili sobie spłatę kredytu. Szczególnie, że wynajem podobnej nieruchomości to koszt na poziomie 2-2,5 tys. zł miesięcznie.

I co dalej? Przecież bank nie odpuści i będzie ścigał kredytobiorcę?

Zróbmy prostą kalkulację. Zanim bank skutecznie wypowie umowę oraz uzyska tytuł egzekucyjny może upłynąć nawet 2 lata. W tym czasie w kieszeni kredytobiorcy zostanie kwota 24 razy 5 tys. zł, czyli 120 tys. zł. Potem wystarczy złożyć wniosek o upadłość konsumencką, więc nie dojdzie do egzekucji z udziałem komornika. Sprzedażą domu zajmie się wyznaczony przez sąd – syndyk, z kwoty sprzedaży upadły uzyska jeszcze spory zastrzyk gotówki: będzie to kwota stanowiąca równowartość kosztów najmu podobnej nieruchomości na okres od 12 do 24 miesięcy. Wszystkie te działania są w pełni zgodne z obowiązującym prawem.

Czy doradzając w ten sposób frankowiczom, nie działa Pan w sposób niemoralny? Przecież bank w ten sposób poniesie znaczące straty.

Kredyty frankowe to zaprzeczenie wszelkich zasad bezpieczeństwa, których to podstawą jest działanie każdego banku. Mam na uwadze zarówno bezpieczeństwo depozytów, jak również bezpieczeństwo finansowe kredytobiorców, którym przez kilka lat wciskano – bez opamiętania – kredyty w szwajcarskiej walucie. Cała wina za ten stan rzeczy leży po stronie danego banku, a nie klienta. Jest to klasyczna odpowiedzialność producenta za wady fabryczne towaru. Wracając do kwestii moralności: w opisanej sytuacji ucieczka od odpowiedzialności przez banki za skutki niekontrolowanej akcji sprzedaży toksycznych kredytów frankowych to skrajna niemoralność. Jedyną obroną przed takim działaniem jest przyjęcie taktyki wroga. Inaczej nas zniszczy.

Czyli postuluje Pan działanie na zasadzie: jak bank Kubie – tak Kuba bankowi?

Tak jest! Nie martwmy się zatem o finanse banku, który prawie zrujnował nasze życie.

Krzysztof OPPENHEIM

Nieruchomości Boża Krówka