Tematem w Polsce praktycznie nieznanym, a w praktyce z pewnością nie wykorzystywanym jest analiza cyklów wojennych. Te, jak powiadają zajmujący się nimi specjaliści, istnieją i jednym z ciekawszych jest cykl stuletni mówiący mniej więcej tyle, że koło roku z końcówką „14” każdego stulecia rozpoczyna się poważny konflikt na arenie międzynarodowej. Warto sobie choćby przypomnieć czas dokładnie sprzed stu lat, kiedy rozpoczynała się I Wojna Światowa. W opinii cyklistów wojna z lat 1939-1945 była jedynie „przedłużeniem” tego pierwszego konfliktu i jako tako swoją genezę również bierze z pamiętnego 1914 roku. Pytanie na dzisiaj jest takie: czy obecny 2014 rok również zapisze się jako początek poważnego konfliktu?

Na początku tego roku ciężko było wysunąć taką tezę, ale w marcu uległo to zmianie wraz z wejściem wcześniejszej „ukraińskiej rewolucji” w nową fazę. Faza ta kulminowała aneksją Krymu przez Rosję i zrodzeniem się poważnego napięcia na linii Moskwa – Zachód. Ów napięcie zostało nieco w ostatnich miesiącach zapomniane, ale wczorajsze nowe sankcje ze strony Waszyngtonu, a już z pewnością zestrzelenie cywilnego malezyjskiego samolotu nad terytorium wschodniej Ukrainy, o wciąż nierozwiązanym sporze przypomniało. Konflikt wrócił na czołówki gazet, przypomnieli sobie o nim również inwestorzy, którzy tak jak zawsze w tego typu sytuacjach zaczęli wyprzedaż ryzykownych aktywów przed zadawaniem wszelkich pytań. Z kolei popyt znalazł się na tradycyjnie uważane za bezpieczne waluty Szwajcarii czy Japonii, obligacje amerykańskie czy złoto. Reakcja była natychmiastowa, ale względnie krótkotrwała. Zadziwiająco silnie zachowała się polska giełda, która w marcu tego roku była pod wzmożonym ostrzałem podaży, gdy kwestia ukraińska wypłynęła na poważnie po raz pierwszy. Teraz inwestorzy niekoniecznie chcą wchodzić do tej samej rzeki panicznej wyprzedaży, która notabene w przypadku krajowego parkietu przeszła w fazę raczej stałą, ale powolną, związaną ze zmianami w funkcjonowaniu OFE oraz czkawką złapaną przez ożywienie gospodarcze.

Co dalej? Dla rynków katastrofa samolotowa to nie koniec świata i próba powolnego przechodzenia do porządku dziennego. Dla pesymistów to jednak punkt zwrotny na miarę śmierci arcyksięcia Franciszka Ferdynanda z 1914 roku. Wojna światowa teraz? W erze internetu i mediów społecznościach? To wciąż trudny do wyobrażenia scenariusz, ale już nie tak abstrakcyjny jak  jeszcze pół roku temu. Teraz ruch należy do państw Zachodniej Europy, która dotychczas oponowała wobec stanowczej postawy w relacji do Rosji. Czy śmierć ich obywateli zmieni ich stanowisko? To ważne pytania, gdyż poważne sankcje mogłoby zmusić Moskwę do odpowiedzi, co mogłoby przerodzić się w wojnę handlową. Ona jednak w erze globalizacji nikomu nie wyszłaby na dobre. Ktoś musi więc ustąpić. Dotychczas była to UE, ale czy teraz będzie podobnie? Jeżeli bowiem doszłoby do dalszego usztywniania stanowisk, to słabnące ożywienie gospodarcze na Starym Kontynencie w połączeniu z recesją w Rosji będzie stwarzało niebezpieczny klimat wzajemnego obwiniania, od którego droga do otwartego konfliktu wcale nie jest aż tak daleka, jak można by jeszcze niedawno sądzić.

Lukasz_B
Łukasz Bugaj, Analityk, Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska SA