Przez rynek przewinęło się już wiele analiz wskazujących na atrakcyjność europejskich czy polskich akcji. Koronnym argumentem mającym przekonać inwestorów do tych rynków są niższe niż w USA wyceny. Rynek amerykański bez dwóch zdań pozostaje drogi, ale tak jest od dawna. Z kolei europejskie akcje są tańsze także nie od dzisiaj. Podobnie na GPW z „promocją” w sektorze mniejszych spółek mamy do czynienia przynajmniej od początku roku.

Nie przeszkodziło to jednak indeksom małych i średnich spółek osunąć się o kolejne 19% i 16%. Wszystko to wskazuje, że to, co jest tanie, może być jeszcze tańsze i „atrakcyjna wycena” nie może być jedynym kryterium doboru spółek bądź rynków do portfela. Dlaczego tak się dzieje? Otóż dla uczestników rynków ważne są także takie aspekty, jak regulacje, wiarygodność czy zaufanie. Za oceanem środowisko od dawna jest bardziej sprzyjające przedsiębiorcom niż to znane ze Starego Kontynentu. Regulacje są bardziej przyjazne, a nieuczciwe praktyki pozostają sprawniej tępione. W Europie pod tym względem jest nieco inaczej, a głównym kryterium, gdzie rozdźwięk staje się coraz większy, są regulacje. Do działań administracji Donalda Trumpa można mieć wiele zastrzeżeń, ale trudno odmówić jej probiznesowego działania na rzecz zmniejszenia regulacji. Z kolei Unia Europejska wybrała zgoła odmienną ścieżkę i między innymi tym tłumaczyć można różnicę w wycenach akcji, które niekoniecznie muszą się zawężać. Do tego dochodzi kwestia zaufania uczestników rynku do samych spółek. Można śmiać się z ciągłej gry na Wall Street, w której spółki publikujące wyniki biją prognozy analityków czy swoje wcześniejsze wskazania. Jednak takie „dowożenie”, a nawet przebijanie oczekiwań znajduje swoje odzwierciedlenie w wycenach. W Europie sytuacja na tym froncie prezentuje się gorzej, nie wspominając już o naszym parkiecie, na którym zaufanie czy wiarygodność stały się towarem zbyt deficytowym. Ostatnio obserwowane szeroko zakrojone konsekwencje upadku GetBacku są kolejnym ciosem w warszawski parkiet. Trzeba przy tym sobie uświadomić, że ostateczna cena akcji nie wynika tylko z zysków, jakie generuje spółka, ale także z otoczenia, w jakim ona funkcjonuje, wiarygodności kierownictwa oraz kondycji całego inwestycyjnego zaplecza, które zgłaszać powinno popyt na akcje spółek. Na tych frontach niestety nie zawsze wszystko wygląda tak, jak powinno. Niższe wyceny mogą więc mieć dość szerokie i bardziej ugruntowane wytłumaczenie, które powoduje, że tańsze rynki mogą takimi pozostać.

 Łukasz Bugaj, CFA, analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska SA