Już dawno rządowi nie udał się tak dobry dowcip jak ten wczorajszy, z okazji
1 kwietnia. Od wczoraj bowiem możemy wybierać między ZUS a OFE. „Wybór” to jednak zbyt duże i zbyt poważne słowo, aby móc nim opisywać zaistniałą sytuację. Słowo „żart” pasuje tu znacznie lepiej.
Wiele osób zadaje mi pytanie, co wybrać: ZUS czy OFE? Gdy szybko wyjaśniam sytuację, oczy robią im się wielkie jak spodki od filiżanek. Co ich tak dziwi? Ano to, jakiego procentu składki dotyczy ten wybór. Ogromna większość sądzi, że muszą zdecydować: albo ZUS, albo OFE. Nie wiedzą, że i tak prawie wszystko idzie do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, a nasza decyzja dotyczy tylko 15 procent składki.
Obrazowo opowiadam to tak: mamy dziesięć jabłek, przychodzi do nas ktoś większy i silniejszy, komu nie możemy się sprzeciwić, i zjada nam osiem i pół jabłka. Potem w przypływie łaskawości pozwala nam zdecydować, czy pozostałe półtora jabłka damy zjeść również jemu, czy możemy nakarmić kogoś innego.
Tak właśnie wygląda nasz wybór. Dotyczy mało znaczącej części składki emerytalnej. Inni zdecydowali już bowiem za nas. Szkoda tylko, że tak mało o tym wiemy. Ale tu kłania się „kampania informacyjna” rządu dotycząca zmian w ustawie emerytalnej. Kampania, której nie było widać. Ale przecież takie chyba było założenie. Po co uświadamiać społeczeństwo. Lepiej, jak nic nie wie. Lepiej dla rządzących.
To nie oznacza jednak, że nasz wybór jest nieistotny. Musimy podjąć decyzję. Brak decyzji też jest bowiem decyzją. Zgodnie z nowymi przepisami jeśli nie wypełnimy odpowiedniej deklaracji, zgadzamy się, aby wszystkie dziesięć jabłek zjadł ZUS. Do otwartych funduszy emerytalnych nie trafi nawet ogryzek.
A chodzi przecież o naszą emeryturę.
Wiem, że dziś szczególnie osobom młodym trudno jest myśleć o tym, co będzie
za 30 czy 40 lat. Wydaje nam się, że jeszcze mamy czas. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że emerytura młodych ludzi wyniesie zaledwie 30 procent obecnej pensji. Jeśli więc sami nie zadbamy o jej zwiększenie, starość na pewno nie będzie spokojna.
Expander wyliczył, że jeśli chcemy w przyszłości dostawać świadczenie wyższe o 1000 złotych, musimy miesięcznie odkładać prawie 490 złotych przez 30 lat. Jeśli zdecydujemy się oszczędzać na dziesięć lat przed emeryturą, będziemy musieli odkładać co miesiąc aż 1700 złotych.
Oszczędzanie to jedyne, co nam pozostało, bo nie wiadomo, ile jeszcze reform w systemie emerytalnym przyjdzie nam przeżyć. Ta przeprowadzona kilkanaście lat temu miała być lekarstwem na całe zło. Terapię rozpoczęto, ale nie dokończono. Dziś mamy tego efekty.
Po raz kolejny więc potwierdza się mądrość przysłowia: Umiesz liczyć, licz na siebie. Wiem, że trudno jest podjąć decyzję o oszczędzaniu, mając przed sobą perspektywę całego życia. Ale w tym przypadku innego wyjścia w zasadzie nie ma.