W naszych warunkach, odmiennie niż w przypadku większości rynków finansowych, zdecydowanie dominującą formą dla różnego rodzaju produktów kredytowych jest oprocentowanie według zmiennej stopy. Mimo świadomości ryzyka z tym związanego, panuje powszechna zgoda na taki stan rzeczy zarówno wśród posiadaczy kapitału, jak i kredytobiorców. Nieśmiałe próby jego zmiany nie rokują rychłego sukcesu.

Zmienne oprocentowanie jest zasadą u nas niemal powszechnie obowiązującą zasadą i to od tak dawna, że przez długi czas mało kto się zastanawiał nad tak oczywistą kwestią, mimo że jest to ewenement na skalę światową. Takie stan rzeczy dość łatwo wyjaśnić obserwując historyczne tendencje w zakresie inflacji i zmian stóp procentowych. W latach 90. ubiegłego wieku, przy inflacji sięgającej od kilkunastu do kilkudziesięciu procent, trudno było sobie wyobrazić sobie lokatę lub kredyt o stałej stopie. Nie było dla niej uzasadnienia także przez wiele lat, w trakcie których mieliśmy do czynienia z niemal ciągłą tendencją dynamicznego spadku inflacji i stóp procentowych. W ciągu ostatnich piętnastu lat jedynie trzykrotnie doświadczyliśmy krótkich, trwających kilkanaście miesięcy, okresów wzrostu stawek WIBOR. Od dwóch lat zarówno inflacja, jak i stopy procentowe podlegają jednak stosunkowo niewielkim wahaniom. Mogłoby więc się wydawać, że wreszcie mamy warunki odpowiednie do tego, by pomyśleć o stopniowym upowszechnieniu instrumentów o stałej stopie. Byłoby to tym bardziej uzasadnione, że powracająca presja inflacyjna i zbliżająca się perspektywa wzrostu stóp procentowych mogą być wkrótce źródłem ryzyka, zarówno dla kredytodawców, jak i zadłużonych. Tymczasem nie widać chęci i determinacji do zmierzania się z tym wyzwaniem ani po stronie uczestników rynku, ani organów regulujących jego funkcjonowanie. Jedynie nieliczne banki mają w ofercie kredyty o stałym oprocentowaniu lub zamierzają zacząć bardziej je promować. Część przedstawicieli sektora wcale jednak się do tego nie kwapi, argumentują, że klienci nie są taką ofertą zainteresowani. Głównym problemem jest to, że koszt takiego kredytu musiałby być nieco wyższy niż w przypadku stopy zmiennej. Wynika to z faktu, że kredytodawca ponosi dodatkowe ryzyko, związane nie tylko z możliwością niewypłacalności klienta, ale także utraty korzyści w sytuacji, gdy w trakcie trwania umowy kredytowej rynkowe stopy procentowe poszłyby w górę. Istota kredytu o stałej stopie polega jednak na tym, że w dłuższej perspektywie ryzyko tego typu rozkłada się mniej więcej jednakowo między kredytodawcę i kredytobiorcę. Istotne jest przy tym, że to ten pierwszy, z reguły bank, ma o wiele większe możliwości zarówno identyfikacji tego ryzyka, jak i zabezpieczenia się przed jego konsekwencjami. Jednym z nich, choć nie jedynym, jest odpowiednia kalkulacja kosztu kredytu. Z kolei wyższy koszt zniechęca klientów do korzystania z takiego rozwiązania, mimo że w dłuższym horyzoncie mogłoby to okazać się także dla nich opłacalne, zmniejszając ryzyko wynikające z ewentualnego wzrostu obciążeń odsetkowych w przyszłości. Pozostawiając sprawę siłom rynkowym, ryzykujemy, że w sytuacji wzrostu stóp procentowych możemy mieć do czynienia z problemem analogicznym, jak w przypadku kredytów walutowych. Z kolei organy regulujące funkcjonowanie rynku mają problem z administracyjną ingerencją, która wiązałaby się z narzucaniem klientom droższych rozwiązań, a z drugiej strony niechętnie patrzą na stosowanie preferencji dla banków, które kompensowałyby im koszty kredytów o stałej stopie. Komisja Nadzoru Finansowego od pewnego czasu prowadzi prace nad rekomendacją dotyczącą kredytów o stałej stopie, ale efektów na razie nie widać, co wynika ze złożoności problemu. Jego rozwiązanie byłoby o wiele prostsze, gdyby z jednej strony banki miały możliwość pozyskiwania długoterminowego finansowania w postaci listów zastawnych, które dopiero raczkują, z drugiej zaś gdyby istniał rynek instrumentów zabezpieczających przed ryzykiem stopy procentowej, który także znajduje się dopiero w szczątkowej formie.

Niewykluczone, że rynkowych rozwiązań tego typu zagadnień może dostarczyć segment obligacji, na którym z powodzeniem funkcjonują skarbowe papiery o stałym oprocentowaniu, a z czasem ewolucji można spodziewać się w przypadku obligacji korporacyjnych. W przypadku tych ostatnich, stała stopa przeważa na razie wśród małych spółek i obejmuje papiery o krótkich terminach wykupu. Tu jednak zmian można się spodziewać szybciej, niż w przypadku tradycyjnego rynku kredytowego.

Autor: Roman Przasnyski, Główny Analityk Gerda Broker