Już niedługo, 25 października 2015 r., odbędą się prawdopodobnie najważniejsze wybory od prawie dekady, także dla rynków finansowych. Ostatnie sondaże wskazują, że nowy rząd będzie się mocno różnił od poprzedniego. Wciąż jest możliwe utrzymanie się u władzy Platformy Obywatelskiej, jednak już w znacznie szerszym gronie koalicjantów. Wśród ewentualnych partnerów PO wymienia się liberalne gospodarczo ugrupowanie Ryszarda Petru Nowoczesna.pl oraz gospodarczo pragmatyczne i koniunkturalne SLD i PSL. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to jednak wygrana Prawa i Sprawiedliwości, które mogłoby utworzyć gabinet ministrów z radykalnym ugrupowaniem Pawła Kukiza.

To ostatnie rozstrzygnięcie z punktu widzenia rynków finansowych nie musi być złą wiadomością. Ewentualne destruktywne działania polityków powinny być powstrzymywane przez instytucje typu KNF i UOKiK z jednej strony, i rynki kapitałowe kupujące (albo nie) obligacje Skarbu Państwa z drugiej strony. Pomysły przedwyborcze opodatkowania różnych branż oczywiście spowodowały istotne spadki kursów, głównie banków. Ostatnio jednak wydaje się, że przedstawiciele partii nieco zmiękczyli ton.

PiS to nie jest partia antysystemowa, w dziedzinie gospodarki jest raczej pragmatyczna i dostosowuje swoje działania do sytuacji gospodarczej, co zresztą charakteryzuje większość rządów III RP. Politycy mają świadomość, że jednoczesne wprowadzenie podatku bankowego, przewalutowania kredytów frankowych i zwiększonych składek do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, by ratować upadające SKOKi, jest nie do udźwignięcia przez system bankowy. Zbytnie obciążenie sektora finansowego mogłoby wpędzić w kłopoty któryś z dużych banków, a negatywne skutki takiej upadłości byłyby większe niż korzyści z nowych podatków. Z drugiej strony może się okazać, że nawet po wprowadzeniu różnych obciążeń dotknięte nimi podmioty przeniosą je w dużej części na klientów i zachowają zyski.

Ewentualne obniżenie wieku emerytalnego też nie wpłynie na giełdę w perspektywie najbliższych kwartałów, bowiem zmiany demograficzne w społeczeństwie to kwestia długoterminowa. Rynek kapitałowy raczej nie dyskontuje zjawisk, których konsekwencje będą widoczne za kilkanaście-kilkadziesiąt lat.

Najgroźniejszą możliwą decyzją polityczną byłaby ewentualna nacjonalizacja OFE i wyprzedaż, nawet częściowa, akcji z portfeli emerytalnych. Z jednej strony wśród polskich polityków nie ma prawie w ogóle zwolenników II filaru, a ostatnia „reforma” została przeprowadzona bez większego oporu społecznego. Z drugiej strony jednak zabranie i umorzenie obligacji skarbowych to prosta operacja, a wyprzedawanie akcji przez giełdę to trudny proces, który wywołałby mini-bessę, a co za tym idzie spadek wartości aktywów państwowych. Skarb Państwa jest przecież wciąż największym akcjonariuszem na GPW.

Cenną lekcją są dotychczasowe doświadczenia polskiej giełdy z polityką. Rządy PiS w latach 2005-2007 przypadły na końcówkę hossy. Była ta hossa globalna, jednak GPW za rządów poprzedniej ekipy rosła szybciej niż chociażby giełda niemiecka. Najważniejsza gospodarcza ustawa sejmu V kadencji ucieszyła rynki finansowe – obniżenie składki rentowej zwiększyło dochód rozporządzalny społeczeństwa.

Objęcie rządów przez Platformę Obywatelską zbiegło się z wybuchem ogólnoświatowego kryzysu, któremu polska giełda poddała się zupełnie, spadając mocniej niż rynki zachodnie. Wkrótce jednak okazało się, że Polska stała się zieloną wyspą (w dużym stopniu dzięki silnej konsumpcji prywatnej napędzanej przez wyższe wynagrodzenia zafundowane przez PiS). WIG odbił mocniej niż DAX, by przez kilka lat rosnąć równo z sąsiadem.

Dobre czasy skończyły się wraz z ostatnią dużą prywatyzacją, czyli upublicznieniem Jastrzębskiej Spółki Węglowej wiosną 2011 r. Wkrótce przyszło załamanie na giełdach całego świata, gdyż zaczął narastać kryzys zadłużenia. Polscy politycy postanowili ratować budżet między innymi kosztem GPW, która już nie była potrzebna jako wehikuł prywatyzacyjny. Posypały się kolejne ciosy – podatek miedziowy, reforma OFE, kupno kopalni Knurów-Szczygłowice przez JSW od upadającej państwowej Kompanii Węglowej. Efekty tych działań z punktu widzenia całej gospodarki czy społeczeństwa w pewnym stopniu mogą być nawet pozytywne, gdyż drenowanie spółek publicznych z gotówki to niejako finansowanie wydatków budżetowych przez kapitał zagraniczny. Dla inwestora giełdowego są one jednoznacznie negatywne, gdyż nie tylko czynią mu natychmiastową szkodę, lecz także odstraszają ewentualnych nowych kupujących. Wpływ manipulacji polityków widać po notowaniach WIG, który od 2011 r. rośnie dużo wolniej niż DAX, a od 2013 r. już w ogóle nie rośnie. Główny warszawski indeks wciąż nie powrócił do poziomów z początku rządów PO. Dla ścisłości należy jednak dodać, że swoje dołożyły też spadkowe trendy cen miedzi i węgla, rozpoczęte w 2011 r., od których zależą kursy kilku dużych giełdowych spółek.

Inwestorzy zagraniczni są niestety mocno zniechęceni do warszawskiego parkietu, co słychać także w prywatnych komentarzach. Ostatnie licytacje wyborcze zdecydowanie pogorszyły wizerunek polskiego rynku kapitałowego. Coraz częściej pojawiają się porównania do Orbanowskich Węgier. Inwestorzy zmuszeni są przykładać większe dyskonto do polskich spółek z uwagi na ryzyko polityczne. Oczywiście obniżanie wyceny nie wyklucza kupowania, jeśli akcje będą wystarczająco tanie. Niestety energetyczno-surowcowo-bankowa struktura WIG20 nie jest atrakcyjna dla kapitału szukającego sektorów wzrostowych. Sama polska gospodarka oceniana jest dobrze, ze względu na wzrost PKB i brak uzależnienia od kapitału zagranicznego, co jest bolączką innych krajów rozwijających się. Niestety, warszawska giełda nie daje ekspozycji na polski PKB.

Wynik wyborów, jaki by nie był, nie powinien spowodować mocniejszych spadków na polskiej giełdzie. Rynek kapitałowy wyprzedza wydarzenia o kilka miesięcy, także te polityczne. Przykładem ostatnie zmiany w OFE, które zatrzęsły giełdą na etapie wypowiedzi członków rządu, ale w momencie ich faktycznego wprowadzenia już nie wpłynęły negatywnie na kursy akcji. Podobnie i teraz, większość niekorzystnych rozwiązań dla przedsiębiorstw już jest uwzględnione w cenach. Znacznie większe znaczenie mają czynniki gospodarcze – ewentualne dalsze obniżki stóp procentowych (negatywne dla banków, pozytywne dla firm), osłabienie chińskiej gospodarki lub kłopoty niemieckiego przemysłu samochodowego.

Seweryn Masalskiautor: Seweryn Masalski, MM Prime TFI S.A.