Losy polskiej giełdy w 2016 r. będą przede wszystkim zależały od koniunktury na świecie, gdyż aktualnie mamy do czynienia z kryzysem globalnym. Spadki na giełdach, których doświadczamy od ponad pół roku, zostaną prawdopodobnie nazwane kryzysem surowcowym. Jego symbolem jest spadający kurs ropy naftowej, który od 2011 do 2014 roku utrzymywany był tuż powyżej 100 dolarów za baryłkę, by po serii spektakularnych spadków zejść poniżej 30 USD obecnie.

Kto jest winny? Do tak poważnego kryzysu przyczynić się musiało kilka czynników. Z jednej strony producenci surowców podejmowali racjonalne decyzje, by korzystając z wysokich cen poprawiać zyski przez zwiększanie wydobycia. Ich postępowanie było uzasadnione, gdyż nawet wielki światowy kryzys 2008 roku tylko tymczasowo przecenił surowce. Polskie odbicie światowego trendu to ogromne wydobycie węgla na Śląsku, mimo kosztów znacznie wyższych niż światowe oraz ogromna inwestycja KGHM w kopalnię miedzi w Chile. Z drugiej strony główny konsument surowców – Chiny, coraz wyraźniej zmienia swą gospodarkę. Pierwszy krok transformacji, zmniejszenie inwestycji, w tym infrastrukturalnych już się dokonuje, co powoduje spadek popytu na ropę, węgiel i miedź. Drugi krok, zwiększenie popytu wewnętrznego, trudno skwantyfikować, gdyż w zasadzie nikt nie wierzy w jakość oficjalnych chińskich danych ekonomicznych. Trzeci składnik kryzysu to coraz większe znaczenie funduszy algorytmicznych i pasywnych, których konstrukcja sprzyja utrzymywaniu się trendów, nawet jeśli fundamentalne przyczyny się zmieniają.

Tak silny szok cenowy na rynku ropy w krótkim terminie przynosi więcej strat niż korzyści. Załamują się inwestycje w sektorze wydobywczym i sektorach z nim powiązanych. Wiele firm ma kłopoty, co negatywnie wpływa na dużą część gospodarki. Dotyczy to nie tylko Rosji i Arabii Saudyjskiej, ale także USA, gdzie ostatnio powstała branża związana z wydobyciem ropy łupkowej. Z rynku światowego znikają miliardy petrodolarów, które wcześniej krążyły po systemie bankowym. Te efekty mogą zmniejszyć poziom PKB także w krajach rozwiniętych przez kilka miesięcy po nagłych spadkach cen ropy naftowej.  Na szczęście proces dostosowywania podaży do popytu już się rozpoczął – duże koncerny wydobywcze ograniczają produkcję, Chiny zamykają kopalnie węgla, Rosja zapowiedziała zmniejszenie wydobycia ropy w 2016 r., OPEC także sygnalizuje gotowość ograniczenia podaży, jeśli kraje spoza kartelu się dostosują. Do cen sprzed 2014 r. już nie wrócimy – zmiany w strukturze podaży i popytu są strukturalne. Każdy większy wzrost cen ropy uruchomi uśpione obecnie szyby naftowe w USA. Coraz większa część świata stara się ograniczyć zużycie paliw kopalnych, nawet Chiny zaczynają dbać o czystość powietrza.

O głębokości spadków cen akcji zdecydują przede wszystkim dwa czynniki – Chiny i banki centralne. Ekonomiści od pewnego czasu zastanawiają się, czy coraz wolniejszy wzrost gospodarki chińskiej skończy się miękkim, czy twardym lądowaniem. Gorszy scenariusz zakłada, że wysokie zadłużenie chińskiego sektora prywatnego wymknie się spod kontroli i wywoła kryzys, który znacznie zmniejszy zakupy niemieckich maszyn i samochodów oraz amerykańskiej i koreańskiej elektroniki. To zagadnienie jest obarczone największym ryzykiem, także ze względu na niepewność co do reakcji władz chińskich i ich skuteczności.

Druga zmienna, która może przestawić zwrotnicę dziejów tego kryzysu, to reakcja dużych banków centralnych, przede wszystkim amerykańskiego. Silnym sygnałem dla byków byłoby wstrzymanie na dłuższy czas podwyżek stóp procentowych w USA, a może nawet cofnięcie grudniowej decyzji o zwiększeniu kosztu pieniądza. Takie sytuacje się zdarzały, ostatnio w 2011 r. Europejski Bank Centralny dokonał dwóch podwyżek w kwietniu i lipcu, by już w październiku wrócić do obniżek. W tym czasie dołek bessy na giełdzie niemieckiej przypadł na wrzesień.

Niezależnie od światowych zawirowań na krajowym poletku perspektywy gospodarcze są dobre. Gospodarka rozwija się dynamicznie, słaby złoty pomaga eksportowi, a program 500+ to będzie ogromna stymulacja fiskalna. Zresztą nieco podobny efekt miało obniżenie składki rentowej przez rząd PiS w 2007 r., co pomogło Polsce zachować status zielonej wyspy w 2008 roku. Posiadacze polskich akcji muszą jednak patrzeć na sytuację na świecie. Nauczyła nas tego bessa w 2008/2009 r. Wówczas zysk sektora bankowego spadł z rekordowego poziomu w 2008 r. o 40% w 2009 r., by już w ciągu 2 kolejnych lat znów osiągnąć szczyty. Notowania giełdowe banków w tym czasie spadły aż o 70%, co było efektem światowej wyprzedaży akcji. Aktualnie jednak zyski banków przez podatek bankowy, niskie stopy procentowe, a może i pomoc frankowiczom już nie wrócą do poprzednich poziomów. Kursy banków na koniec 2016 r. będą prawdopodobnie wyżej niż teraz, jednak nie spodziewamy się ogromnych wzrostów.

Niezależnie od wszystkich ciemnych chmur na horyzoncie widzimy już jasne niebo – niskie ceny surowców i niskie stopy procentowe to znakomita pożywka do wzrostu gospodarczego w krajach rozwiniętych.

Podsumowując, nasze prognozy dla polskiej giełdy na 2016 r. można sprowadzić do 3 wariantów:

  • optymistyczny – jesteśmy aktualnie na dnie notowań, nowe podatki nie zachwieją polskim systemem bankowym, miękkie lądowanie w Chinach podbija ceny surowców i reaktywuje handel światowy, FED wstrzymuje podwyżki stóp procentowych. Notowania WIG na koniec roku są wyższe o kilkanaście procent, lepiej radzą sobie WIG40 i WIG80 niż WIG20,
  • konserwatywny – trendy spadkowe utrzymują się przez zbyt ospałe reakcje banków centralnych, niepewność dotycząca stanu gospodarki chińskiej przedłuża się, problem deficytu budżetowego w Polsce w 2017 r. zmusza rząd do nerwowych ruchów, w tym kolejnej reformy OFE, jednak jeszcze bez likwidacji filara kapitałowego. WIG traci jeszcze kilkanaście procent, opierając się o dołki z 2011 roku, by na koniec roku odrobić większość strat,
  • pesymistyczny – twarde lądowanie w Chinach powoduje, że handel światowy się załamuje. Giełdy pikują. W Polsce trzeszczy system bankowy, rząd nacjonalizuje OFE. Zdecydowane reakcje banków centralnych, w tym NBP, doprowadzają do silnego odbicia. WIG traci 30%, jednak dołek wypada powyżej 2009 r. Wyprzedaż akcji mniejszych spółek przy słabej płynności powoduje, że WIG20 spada mimo wszystko wolniej.

Wg nas najbardziej prawdopodobny wariant lokuje się gdzieś między konserwatywnym a optymistycznym.

 

 

Seweryn MasalskiSeweryn Masalski, MM Prime TFI