Przez kilka ostatnich pokryzysowych lat wiele ekonomistów narzekało na stan globalnej koniunktury i praktycznie dopiero w tym roku ten pogląd zaczął się zmieniać. Świat doświadcza bowiem zsynchronizowanej fazy wzrostu, która tyczy się zarówno gospodarek rozwijających się, jak i rozwiniętych. Zauważalnie poprawiła się kondycja rynku pracy oraz rynku surowców, szczególnie tych przemysłowych. W konsekwencji po długim okresie deflacyjnym pojawił się czas wciąż niewielkiej, ale jednak inflacji. Co jakiś czas przebąkuje się nawet o wejściu rynku w reflacyjną fazę, która jednak z dwóch powodów w całej okazałości i na dłużej nie za bardzo chce zagościć. Po pierwsze, banki centralne pozostają bardzo ostrożne z podnoszeniem kosztu pieniądza. Po drugie, poziomy inflacji konsumenckiej pozostają relatywnie niskie. Jak w tym środowisku wypada Polska? Na pierwszy rzut oka bardzo dobrze i obserwowane wskaźniki gospodarcze budzą optymizm. Jednak po bliższym przyjrzeniu pojawia się kilka problemów, i to dość poważnych. Właśnie z uwagi na te „bolączki” kondycja małych i średnich spółek pozostawia wiele do życzenia. Co jest tego przyczyną? Otóż wcześniejsze lata określane jako deflacyjne były bardzo korzystne dla wielu spółek, a teraz mimo lepszej koniunktury ich wyniki zamiast się poprawić, wręcz się pogorszyły. Wynika to z faktu, że wcześniej nie mieliśmy do czynienia z prawdziwą deflacją. Spadki cen dotyczyły bowiem głównie surowców, a to powodowało, że marże przedsiębiorstw były na zadowalającym poziomie. Ceny produktów finalnych bowiem nie spadały. Teraz sytuacja jest odwrotna. Ceny produktów za bardzo nie rosną, ale wzrosły ceny surowców. Ponadto polskie firmy często produkują dość proste produkty bądź wręcz komponenty – czyli nie generują na tyle wysokiej wartości dodanej, żeby bez większych szkód znieść zwyżki cen surowców. Na dodatek pojawił się kolejny problem w postaci poprawy kondycji rynku pracy. Wcześniej ekonomiści czekali na większy wzrost płac, który miał poprawić konsumpcję oraz ożywić wzrost. Po części tak się dzieje, ale w tym samym czasie przedsiębiorcom podcinane są skrzydła. Wzrost PKB zwiększył się dość skromnie, a koszty już wyraźnie. Jeżeli dodamy do tego wciąż panującą inwestycyjną posuchę, to można powiedzieć, że tzw. „sweet spot”, w jakim znalazła się globalna gospodarka, dla wielu polskich mniejszych i średnich przedsiębiorstw korzystny wcale nie jest. Lepiej na tym tle wypadają kraje typowo surowcowe bądź wysoko rozwinięte. W USA i Europie Zachodniej płace wcale dynamicznie nie rosną i to właśnie jest duża korzyść dla akcjonariuszy tamtejszych spółek.

 

Autor: Łukasz Bugaj, CFA, Analityk, Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska SA