Zdecydowana większość osób patrzy na rynek przez pryzmat blue chipów i indeksu WIG20. Wydaje się to jednak nieuzasadnione, gdyż od dłuższego już czasu de facto możemy mówić o dwóch parkietach przy Książęcej. Pierwszy, odznaczający się większą kapitalizacją, pogrążony jest we własnych długoterminowych problemach. Drugi, związany z mniejszą wartością notowanych spółek, ale zdecydowanie większą ich liczbą, konsekwentnie rośnie.

Mowa o małych i średnich spółkach, a w uproszczeniu o wszystkich podmiotach poza dwudziestoma największymi. W samym indeksie WIG komponentów jest niemalże 400, które jako całość radzą sobie całkiem nieźle. Wystarczy spojrzeć na nieważony indeks cenowy całego rynku, który przez ostatnie trzy lata wzrósł o 60%, co jest wynikiem dwukrotnie lepszym od amerykańskiego indeksu S&P500. W tym roku schemat się powtarza, jako że Wall Street zyskała 6%, a szeroki rynek GPW ponad 16%. Nie można więc mówić o słabości GPW, ale raczej nie najlepszej kondycji jej części w postaci blue chipów.

Problem ma głębszą naturę, którą w skrócie nazywam „fatum WIG20”. Polega on na tym, że spółki dołączające do indeksu z reguły mu ciążą, a te z niego wypadające potrafią radzić sobie zdecydowanie lepiej. Warto prześledzić historię ostatnich trzech lat, kiedy ta kwestia była aż nadto widoczna. W marcu 2014 roku główny indeks zasiliły dwie spółki: Alior i LPP. Obie przed wejściem do indeksu radziły sobie nieźle lub bardzo dobrze, jak to miało miejsce w drugim przypadku. W ramach WIG20 było już zdecydowanie gorzej i przyniosły one inwestorom straty odpowiednio 28% i aż 51%.

Spółki, które indeks opuściły, radziły sobie lepiej, choć nie fenomenalnie. GTC dało zarobić 10%, a Bank Handlowy bez dywidend przyniósł stratę 30% (13% z uwzględnieniem dywidend). Rok później indeks zasiliły trzy spółki: Enea, Energa i Cyfrowy Polsat. Zgodnie z wspomnianym fatum wszystkie od tego czasu przyniosły negatywną stopę zwrotu, odpowiednio 38%, 66% i 1%. Zastąpiły one spółki: Kernel, JSW i Lotos. Ta ostatnia w szeregi blue chipów wróciła z początkiem 2016 roku i podczas swojej nieobecności zyskała 4%. Dwie pozostałe usunięto trwale i wsparły one indeks mWIG40 zwyżkami swoich akcji o odpowiednio 55% i spektakularne 144%. Ten sam schemat powtarza się z dwoma kolejnymi zmianami. Spółka CCC co prawda przełamała spadkową passę wchodzących podmiotów, ale dała zarobić 48 pkt. proc. mniej niż wypadająca Bogdanka. Powracający w tym roku Lotos również zyskał, ale odchodzący Synthos okazał się dla akcjonariuszy nieco łaskawszy. Wnioski nasuwają się same. Praktycznie wszystkie wspomniane zmiany działały na niekorzyść głównego indeksu i pogłębiały jego niezadowalające zachowanie.

                                                                                                                  

Lukasz_BŁukasz Bugaj, CFA, Analityk, Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska SA