Znane marki nierzadko swój początek mają w wielkich marzeniach i… skromnych warunkach powstania. Jak rodziły się dziś szeroko rozpoznawane firmy? Kto zaczął w garażu, a kto w salonie własnego domu?

Norman Vincent Peale, znany amerykański kaznodzieja i głosiciel teorii pozytywnego myślenia mówił: Puste kieszenie nigdy nie powstrzymywały nikogo przed podjęciem działania. Mogą to zrobić tylko puste głowy i puste serca.Patrząc na historie biznesowe niektórych znanych dziś na całym świecie firm, twierdzenie Peale’a ma w sobie więcej niż ziarno prawdy.

Amerykański sen

Jednym z najbardziej znanych przykładów wielkiego biznesu, który zaczął się dosłownie w garażu, jest historia firmy z kultowym jabłkiem w logo. To właśnie w tak niepozornym miejscu Steve Jobs i Steve Wozniak, jako młodzi zapaleńcy informatyczni złożyli swoje pierwsze komputery, wcześniej powołując do życia firmę o prostej i wdzięcznej nazwie – Apple. Dzięki pasji tworzenia, ale przede wszystkim dzięki fantastycznemu zmysłowi wyczuwania potrzeb i biznesowemu wyprzedzaniu swoich czasów, Apple wprowadziło wiele technologicznych nowinek i osiągnęło ogromny sukces komercyjny. Dziś, po 42 latach od rozpoczęcia swojej działalności, wartość firmy Apple szacowana jest na ponad 900 mld dolarów.

Innymi przykładami godnymi wspomnienia, a przede wszystkim naśladowania są historie Walta Disneya czy Harleya Davidsona – firmy, która wyprodukowała pierwszy motocykl na świecie.

Zanim Walt Disney został rozpoznawaną na całym globie marką filmów animowanych, nie wiodło mu się najlepiej. Pracował dorywczo, a potem próbował także swoich sił we własnym biznesie – niestety bez sukcesów. Nawet gdy już zdecydował, że chce związać swoje życie z filmem, nikt  nie chciał go zatrudnić. Disney jednak nie poddał się – zupełnie jak 53 lata później zrobili to twórcy Apple, założył w garażu stryja firmę i zaczął w niej tworzyć swoje animacje. O tym, jak historia potoczyła się dalej, nie trzeba nikomu opowiadać – dziś produkcje firmy Walt Disney Company znają dzieci na całym świecie.

Historia Harleya Davidsona rozpoczęła się w 1901 roku, kiedy to William Sylvester Harley i Arthur Davidson, w komórce za domem przymocowali 4 silniki do roweru. Już 5 lat później produkcja wzrosła do 50 motocykli, a w 1907 firmę stać było na wybudowanie sobie reprezentacyjnej siedziby, która pełni swoją funkcję do dziś.

Polskie akcenty

Warto wspomnieć także o polskich przedsiębiorstwach, które rozpoczynały produkcję zupełnie samodzielnie. Nie można tutaj pominąć historii Grupy Atlas, założonej przed trójkę przyjaciół: Andrzeja Walczaka, Grzegorza Grzelaka oraz Stanisława Ciupińskiego. Na początku ich małe przedsiębiorstwo specjalizowało się w pracach remontowych. Pomysł na zmianę biznesową narodził się z potrzeby… poprawienia przyczepności glazury. Założyciele, mając za wzór zachodnie standardy, postanowili samodzielnie opracować i wyprodukować klej budowlany. Zrobili to w warunkach domowych, osobiście mieszając klej w betoniarce, która dziś stanowi w przedsiębiorstwie swoistą pamiątkę. W tej chwili marka może pochwalić się milionowymi zyskami oraz chlubną pozycją największego producenta wyrobów chemii budowlanej w Polsce.

Wspomniane tu historie to jednak pieśni przeszłości, mimo że wciąż z sukcesem kontynuowane. Czy aktualnie domowe produkcje również mogą urosnąć do rangi firm o wielkim zasięgu i rozpoznawalności?

Na taką zdaje się wyrastać marka blinkee.city, która oferuje mieszkańcom kilkunastu polskich i zagranicznych miast możliwość swobodnego wypożyczania skuterów elektrycznych „z ulicy”. Firma blinkee.city, zupełnie jak Harley Davidson, zaczęła od zbudowania prototypu własnymi rękami – wspólnicy, na grono których składają się bracia Marcin i Paweł Maliszewscy oraz ich kolega Kamil Klepacki, pierwsze skutery złożyli w salonie, w domu jednego z nich. Warto przy tym wspomnieć, że całą elektronikę współwłaściciele opracowali samodzielnie – skutery blinkee.city są całkowicie autorskim wytworem. Rok temu na ulice stolicy wyjechało kilka pierwszych maszyn i tak rozpoczęła się historia firmy, która dziś wyposaża m.in. Warszawę, Poznań, Trójmiasto, Wrocław, ale także Budapeszt i hiszpańską Walencję w elektryczne maszyny, które obsługuje się za pomocą aplikacji mobilnej. Egzemplarzy we flotach przybywa, a firma planuje ekspansję na kolejne, zagraniczne miasta – wszystko więc wskazuje na to, że młodzi przedsiębiorcy z Polski nie zamierzają spocząć na laurach.

Na tych kilku opisanych przykładach można z całą śmiałością stwierdzić, że wielki biznes to nie ogromne pieniądze na start, lecz przede wszystkim zaangażowanie, pasja i idea, w którą się wierzy. Firmy tworzące historię biznesu dziś, m.in. blinkee.city, także dowodzą, że ten przepis na sukces wciąż jest aktualny.