Konstrukcja programu 500 plus nie promuje zatrudnienia, a ostatnie dane GUS sugerują nawet, że może ona sprzyjać wzrostowi bierności zawodowej. Prawdopodobnie ok. 2,5 miliona rodziców zastanawia się obecnie, czy warto podjąć zatrudnienie, dłużej pracować, albo poprawiać swoje kwalifikacje, ryzykując przy tym utratę świadczenia rodzinnego.

Ponad 30 proc. dorosłych Polaków w rodzinach, gdzie pobierane jest świadczenie 500 plus na pierwsze i jedyne dziecko, nie ma zatrudnienia, ani go nie szuka – pokazały opublikowane trzy tygodnie temu dane Głównego Urzędu Statystycznego.

Z tego samego opracowania wynika, że aktywność zawodowa młodych kobiet (25-34 lata) jest najniższa od przynajmniej 19 lat. Powiązanie obu informacji daje sygnał, że 500 plus może wspierać bierność zawodową. Z jednej strony to są zaskakujące doniesienia, ale z drugiej, patrząc na bilans korzyści i strat, dla wielu osób nadgodziny, awans, dokształcanie się czy nawet znalezienie pracy stają się nieopłacalne.

2,5 miliona osób ma problem

Kombinacja świadczeń społecznych i obciążeń podatkowych powinna być skonstruowana w taki sposób, by praca się opłacała. Prawdopodobnie nie uda się zbudować idealnego rozwiązania, ale gdy mamy do czynienia z systemowym wypchaniem znacznej części społeczeństwa do obszaru bierności, wtedy pojawia się problem dezaktywizacji zawodowej.

Według danych Ministerstwa Rodzin, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) liczba rodzin uprawnionych do świadczenia 500 plus na pierwsze dziecko to 1,56 mln. Zdecydowana większość z nich to gospodarstwa domowe z jednym dzieckiem (726 tys.) oraz z dwójką dzieci (611 tys.) Oznacza to, że w tych rodzinach dochód na osobę nie przekracza 800 zł netto.

Odebranie świadczeń najgorzej sytuowanym rodzinom nie ma sensu, ponieważ to właśnie one tak naprawdę najbardziej potrzebują tych środków. Z drugiej jednak strony ponad 1,5 mln gospodarstw domowych (czyli ok 2,5 mln dorosłych) zastanawia się obecnie, czy warto, by współmałżonek poszedł do pracy, czy opłaca starać się o awans, podwyżkę lub poprawę swoich kwalifikacji. W wielu przypadkach odpowiedź może być negatywna, a co gorsze będzie to miało logiczne, finansowe uzasadnienie.

Idziesz do pracy, a pieniędzy nie przybywa

Bazy danych Komisji Europejskiej (Tax and benefits indicators) dają możliwość dość łatwego analizowania zmian dochodów netto rodziny w zależności od liczby jej członków, wynagrodzenia oraz otrzymywanych świadczeń społecznych.

Z symulacji dla polskich rodzin wynika (dane za 2016 r.), że dodatkowy dochód uzyskany z pójścia do pracy przez drugiego rodzica jest procentowo najniższy we Wspólnocie. Dla czteroosobowego gospodarstwa domowego, gdzie zarobki osoby zatrudnionej wynoszą dwie trzecie średniej krajowej, podjęcie pracy przez współmałżonka również za dwie trzecie przeciętnej pensji oznacza marginalny wzrost dochodów netto.

Osobie podejmującej pracę w omawianym gospodarstwie domowym z otrzymanej pensji brutto zostanie ok. 22 proc. netto (mniej więcej 600 zł) ze względu na fakt utraty 500 plus na pierwsze dziecko i innych świadczeń pomocy społecznej, konieczności zapłacenia podatku oraz składek na ZUS (średnio w Unii zostaje ok. – 60 proc., a np na Węgrzech – 70 proc.). Wyliczenia te nie obejmują oczywiście kosztów dojazdu do pracy, wydatków związanych z zatrudnieniem (np. odzieży, posiłków poza domem) czy też opłat ponoszonych w związku z dłuższym przebywaniem dzieci w przedszkolu. Pójście do pracy staje się więc finansowym nonsensem.

Koszty ze wszystkich stron

Rozwiązanie bieżącego problemu nie będzie łatwe. Rezygnacja z kryterium dochodowego na pierwsze dziecko lub jego drastyczne podniesienie oznacza wzrost kosztów programu nawet o kilkanaście miliardów złotych rocznie.

Z kolei utrzymanie bieżących zasad zniechęcających do podjęcia zatrudnienia przez znaczną część społeczeństwa spowoduje prawdopodobnie nasilenie zjawiska bierności zawodowej, i to wtedy, gdy popyt na pracę w Polsce jest największy od przynajmniej 25 lat. Finalnie wpłynie to także negatywnie na całą gospodarkę łącznie z najmniej zamożnymi beneficjentami tego programu, którzy ze względu na długą przerwę w karierze zawodowej będą mieli trudności w znalezieniu pracy, gdy ich dzieci dorosną.

Również świadczenia emerytalne biernych zawodowo będą wyjątkowo niskie oraz w coraz większej części dotowane z budżetu państwa, czyli ze składek pracujących podatników.

 

 

 

 

 

Autor: Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.