W polskim sejmie zapanowała ostatnio moda na kwotę wolną od podatku, jakby jej podniesienie było panaceum na bolączki całego systemu podatkowego. Podwyższenia kwoty chce większość ugrupowań posługując się często przykładem Wielkiej Brytanii. Tymczasem wzór brytyjski jest póki co nieosiągalny i rzadko się przy tym wspomina, że każde znaczące podniesienie kwoty wolnej oznacza proporcjonalną podwyżkę innych podatków, chyba że rząd znajdzie nagle 21,5 mld zł. Mało tego, resort finansów chce wycisnąć to, co jeszcze w podatnikach zostało.
Kwota wolna od podatku w Polsce pozostaje w stagnacji już ponad dwie dekady. Przed wyborami prezydenckimi nie wzbudzała większego entuzjazmu wśród parlamentarzystów i każda próba znaczącego podniesienia progu zwalniającego od płacenia dochodowej daniny kończyła się fiaskiem. Kwota wolna pozostaje więc na tym samym poziomie już 7 rok i wynosi dziś 3 091 zł. Ostatni raz zwiększono ją o 2 zł w 2008 roku, a rok wcześniej o 75,63 zł, co w perspektywie 23-letniej historii kwoty wolnej i tak można uznać za znaczący wzrost. W 1992 roku, kiedy Polacy pierwszy raz składali zeznania podatkowe, kwota wolna od podatku stanowiła 3-krotność płacy minimalnej, obecnie nie osiąga nawet 2-krotności, bo płaca minimalna w 2015 roku wynosi 1750 zł. Proporcjonalnie do dochodów wysokość kwoty wolnej nie ulega więc polepszeniu, a wręcz pogorszeniu. Jak to się ma do tak chętnie przywoływanego przez polityków przykładu Wielkiej Brytanii, gdzie próg wzrasta systematycznie i znacząco? Skąd pomysły i budżet potrzebny do ustalenia nowych kwot na poziomie 6, 8, a nawet 12 tys. zł?
Brytyjską kwotę wolną od podatku przez ostatnich 15 lat zwiększano 13 razy i obecnie wynosi ona 10 600 funtów (ponad 60 tysięcy złotych). Już teraz zapowiadany jest wzrost o kolejne 2000 funtów do roku 2020. Do dziś, z poziomu 4 385 funtów w 2000 roku, uzyskano wzrost o 6 215 funtów, czyli ponad dwukrotność. W analogicznym okresie w Polsce wzrost był praktycznie niezauważalny i wyniósł tylko 795,21 zł. Stabilność i przyjazność systemu z wysoką kwotą wolną od podatku i realnym jej wzrostem każdego roku, oznaczają nie tylko oszczędności dla brytyjskich pracowników i przedsiębiorców, ale czynią z Wielkiej Brytanii atrakcyjną destynację dla zagranicznych biznesów – mówi Bolko Fuchs z firmy doradczej Admiral Tax, specjalizującej się w optymalizacji podatkowej firm z sektora MSP.
Dlaczego kwotą wolną w Polsce nie zajmowano się wcześniej, przez ostatnie 23 lata, kiedy był na to czas i można było podwyższać ją stopniowo, tak jak w Wielkiej Brytanii? Teraz natomiast co krok pojawiają się zapowiedzi rewolucyjnych zmian i wskazywanie absurdalnie niskiej kwoty, jako źródła niesprawności systemu podatkowego. Odpowiedź jest prosta – zbliżają się wybory. I tak oto trwa w Polsce polityczny festiwal kwoty wolnej od podatku z podwyżkami do 6, 8, a nawet 12 tys. złotych. Kto da więcej?
Partie agitują rewolucją kwoty wolnej, tymczasem z opiniotwórczych środowisk ekonomicznych płynie krytyka i opinie, że w Polsce tak duży, jednorazowy skok jest możliwy wyłącznie przy jednoczesnym podwyższeniu innych podatków, na przykład ujednoliceniu stawki podatku konsumpcyjnego VAT na poziomie ok 18 proc. Inną alternatywą mogłoby być podniesienie podstawowej stawki podatków o 3 proc., z 18 do 21, ale przy jednoczesnym podniesieniu innych progów. Oczywistym rozwiązaniem jest wprowadzenie zupełnie nowych podatków, ale taki postulat od razu wykorzystałyby partie konkurencyjne. Najlepiej jest więc mówić, że podatki będą po prostu niższe, jak przy każdych wyborach. Rachunek ekonomiczny to jedno, ale poza tym, rząd nie na wolnych 21,5 mld zł, bo tyle, jak szacuje Fundacja Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA będzie kosztowało budżet podniesienie kwoty wolnej do 8 tys. zł. Jakby tego było mało, Polsce właśnie udało się wyjść z procedury nadmiernego deficytu i rząd raczej nie zaryzykuje ponownego trafienia pod lupę Brukseli.
Po co obniżać podatki, skoro i tak są niskie
Minister finansów Mateusz Szczurek otwarcie przyznaje, że podniesienie kwoty nic znaczącego nie wniesie. Poza tym, jak sam mówi: w Polsce podatki w ogóle są niskie, a podatki dochodowe i majątkowe wręcz bardzo niskie. Warto przy tym dodać, że kwota zwalniająca od płacenia podatku dochodowego dla parlamentarzystów to 27 tys. zł, a nie 3 091 zł, jak dla reszty społeczeństwa i przedsiębiorców. Czy podatki są rzeczywiście niskie?
Centrum im. Adama Smitha wyliczyło w czerwcu br. ile zarobków zabiera nam państwo. Wyszło 44 proc., co oznacza, że do 11 czerwca 2015 roku przeciętny Polak pracował wyłącznie na potrzeby państwa, a do końca roku będzie pracował już na swoje. Jeśli praca na rzecz państwa przez prawie połowę roku to mało, to ile według ministra Szczurka powinniśmy pracować, może przez 70 proc. roku? Tyle właśnie, wraz ze wszystkimi składakami; emerytalną, rentową, wypadkową, chorobową, zdrowotną, na Fundusz Pracy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych wynosi opodatkowanie pracy w przypadku osób średnio zarabiających. To też podatki, tyle że ukryte, czy to wciąż nisko?
Wystarczająco nisko, aby rząd upomniał się o podatki, które mogłyby być zapłacone w maksymalnie przewidzianych stawkach. Temu właśnie miała służyć tzw. klauzula o unikaniu opodatkowania lub jak wolą przedsiębiorcy, możliwość skorzystania z optymalizacji podatkowej, która umożliwia płacenie niższych podatków. Ministerstwo twierdzi, że miał to być zapis uniemożliwiający wyprowadzanie pieniędzy przez wielkie korporacje, ale żaden przepis nowego prawa dobitnie na to nie wskazywał.
Jeśli ktoś nie płaci maksymalnych wysokości podatków, tak jak życzyłby sobie tego rząd, to takie osoby lub firmy powinny być ścigane i karane. Tak w skrócie można opisać propozycję rządu. Na szczęście, po miażdżącej krytyce pomysłu przez ekspertów i przedsiębiorców klauzulę o ściganiu firm korzystających z optymalizacji wykreślono z projektu nowej ordynacji podatkowej. Jeśli taki przepis wejdzie kiedyś w życie, to w sposób znaczący zwiększy władzę urzędników skarbowych i odstraszy przedsiębiorców od rozwijania lub zakładania biznesu w Polsce – dodaje Bolko Fuchs z Admiral Tax.
Na propozycji wprowadzającej klauzulę o unikaniu opodatkowania ekonomiści i eksperci nie pozostawili suchej nitki. Krytykę pomysłu wyraziła także Rada Legislacyjna przy Prezesie Rady Ministrów, która oceniła, że klauzula jest sprzeczna z konstytucją. Zapisu ostatecznie nie wprowadzono, a winą za to w dużej mierze obarczono media, które oceniały projekt, jako kolejny bat na podatników. Ministerstwo finansów nie poddaje się jednak tak łatwo i już zapowiedziało, że klauzula o unikaniu opodatkowania wróci wraz z kompleksową zmianą ordynacji, co powinno nastąpić w sierpniu.
Jak tu więc mówić o próbach uzdrawiania polskiego systemu podatkowego, skoro z jednej strony mamy mało realne obietnice podniesienia kwoty wolnej do 8 czy 12 tys. zł, po to aby odciążyć podatników i obniżyć wpłacane przez nich daniny. Z drugiej strony natomiast widzimy próby wprowadzania przepisów, które mają ścigać i karać tych, którzy płacą niższe podatki, bo korzystają z optymalizacji podatkowej, czyli z przysługujących im praw, które gwarantuje konstytucja. Z modelu brytyjskiego w Polsce nic raczej nie wyjdzie, bo Polski na to nie stać. Rządzący powinni raczej pomyśleć o odchudzeniu biurokracji publicznej, bo jak wskazują eksperci obcięcie aparatu biurokratycznego o mniej więcej jedną trzecią pozwoliłoby zaoszczędzić ok 15 mld zł rocznie, a z taką kwotą w budżecie można by poważnie podejść do tematu podwyższania kwoty wolnej od podatku.