Połączenie dramatycznej sytuacji Grecji ze zwyżkami na głównych giełdach europejskich sprawia wrażenie dysonansu, który nie ma szans zbyt długo się utrzymać. Podbijanie stawki może skończyć się boleśnie już wkrótce. Nieco dłuższy żywot może mieć ostra licytacja na Wall Street, obliczona na opóźnienie podwyżki stóp procentowych przez Fed.
Fakt, że europejscy inwestorzy ignorują wykonywane przez Grecję karkołomne próby udawania, że spłacają zobowiązania wobec MFW, używając do tego pieniędzy stanowiących ich „wkład własny” w tej instytucji, a MFW udaje, że to nic wielkiego, można uznać za blef. Problem w tym, czy uda się ten blef kontynuować, w sytuacji gdy Grecy mówią jednocześnie, że nie odpuszczą już w negocjacjach ani milimetra, a MFW zastanawia się nad ultimatum, zakładającym ostateczne zamknięcie przed nimi swego sejfu. Poniedziałkowy skok rentowności greckich obligacji do prawie 11,5 proc. sugeruje, że twardzieli na rynku długu szybko ubywa, a tendencja ta może przenieść się na giełdy. Sprawdzanie tego założenia możemy zobaczyć już wkrótce, a pierwsze sygnały mogą się pojawić na parkiecie w Atenach, który wczoraj rósł o 1,6 proc. Sytuację komplikuje fakt, że Grecy raz deklarują determinację pozostania w strefie euro, a innym razem szachują rozpisaniem referendum w sprawie reform. Nastrój niepewności we Frankfurcie i Paryżu jest wyraźnie widoczny już od kilkunastu sesji, niewiele więc trzeba, by doszło do rozstrzygnięć.
Zdecydowanie więcej czasu mają z pewnością inwestorzy amerykańscy, którzy wciąż licytują się, czy Fed podwyższy stopy w czerwcu, we wrześniu, pod konie tego roku, czy może dopiero w przyszłym. Wszystkie opcje są w grze. Wszystkie mają swoje odzwierciedlenie opiniach przedstawicieli rezerwy federalnej. Na razie licytację wygrywają byki, windując indeksy na rekordowe poziomy. Nieco światła na tę kwestię mogą rzucić piątkowe dane o inflacji w USA.
Dziś gracze muszą się zadowolić inflacją w strefie euro oraz indeksem nastrojów niemieckich inwestorów instytucjonalnych, którego wartość, według sondaży analityków, może obniżyć się do 49,5 punktu, powracając po trzymiesięcznej zwyżce, do poziomu ze stycznia. Po zakończeniu handlu w Europie, poznamy wypowiedzi szefa Fed z Nowego Jorku, a następnie samej Janet Yellen, które mogą urozmaicić oczekiwanie na piątkowe dane.
Nasz rynek podda się prawdopodobnie tendencjom wyznaczanym przez główne giełdy, tym bardziej, że już żadna z dużych spółek publikacją wyników nas nie zaskoczy, a informacje o dynamice zatrudnienia i wynagrodzenia raczej zrobią większego wrażenia, niż niedawny szacunek PKB. Wczoraj WIG20 zawisł niemal dokładnie w połowie drogi między 2500 a 2550 punktów, pozostawiając inwestorów w niepewności, którą dziś mamy szansę pożegnać.
Byki zbyt wielu atutów nie mają, ale do blefowania nie potrzeba asów. Blefować nie muszą gracze azjatyccy. Choć indeksy na części parkietów tego regionu lekko tracą dziś na wartości, Nikkei zyskuje prawie 1 proc., a Shanghai Composite idzie w górę o ponad 2,5 proc. Wydaje się, że jedynie te zwyżki są źródłem symbolicznego optymizmu na kontraktach na główne indeksy europejskie i amerykańskie, które rosną po kilka setnych procenta. Niepewność związana z Grecją widoczna jest w wahaniach kursu euro, który wczesnym rankiem kontynuował spadek, by później odrabiać straty.