Na starcie nowego tygodnia niechęć do USD wciąż pozostaje głównym tematem na rynku walutowym. Pierwsze godziny po weekendzie nie przyniosły wiele w kontekście zmian na rynku walutowym, ale nowe minima na USD/JPY (107,63) przykuwają uwagę.
Z jednej strony USD pozostaje pozbawiony silnika dla wzrostów, kiedy przedstawiciele Fed nie robią nic (celowo?), żeby wesprzeć walutę mocniejszym językiem w temacie normalizacji polityki pieniężnej. Dziś mamy wystąpienia Dudleya z Fed w Nowym Jorku i Kaplan z Fed w Dallas, ale pierwszy jeszcze w piątek pokazał, że podziela gołębie stanowisko prezes Yellen, a drugi jest bardziej neutralny, ale bez prawa głosu na posiedzeniach FOMC w tym roku. Bez danych z USA w kalendarzu dolar jest zdany na sentyment rynkowy, a ten mu sprzyja jedynie względem walut bardziej ryzykownych, gdy nad rynkami finansowymi zbierają się czarne chmury. Dziś na to się nie zanosi.
Od strony japońskiego jena tamtejsze władze dwoją się, żeby przekonać inwestorów do gotowości do interwencji, ale jest to próżny trud. Ingerencja w procesy rynkowe jest obecnie mało prawdopodobna, gdyż zmiany nie są na tyle drastyczne, by Bank Japonii/Ministerstwo Finansów mogły tłumaczyć się dobrem gospodarki, a każdy inny powód narusza międzynarodowe ustaleniu o przeciwdziałaniu manipulacji kursem, szczególnie, że w przyszłym miesiącu to Japonia jest gospodarzem szczytu G7. Stad poranne ostrzeżenia ze strony prezesa BoJ Kurody przeszły bez echa, a USD/JPY ma jeszcze pole do spadków w rejon 105-106,5. Dodatkowym czynnikiem spychającym kurs niżej jest wyjątkowo słaba tokijska giełda. Podkreśla to dzisiejsza reakcja na dane z Japonii o zamówieniach na maszyny przemysłowe, które w lutym spały o 9,2 proc. m/m. Teoretycznie negatywny sygnał dla waluty, jest silniejszym impulsem dla rynku akcji.
Dziś rano ropa naftowa oddaje zyski po imponujących wzrostach w piątek (ponad 6 proc.), ale i dobrym całym tygodniu (+8 proc.). Dane o spadku zapasów surowca i ograniczeniu aktywnych szybów naftowych w USA pomogły zbudować bazę dla kupujących, ale w tym tygodniu możemy być świadkami ustawiania się rynku pod weekendowy szczyt producentów w Doha. Nie sądzimy, aby udało się osiągnąć porozumienie o zamrożeniu produkcji z udziałem Iranu, który wciąż ma plany zwiększyć swoje wydobycie o 1 mln baryłek/dzień. Zatem bardziej realne jest rozczarowanie, jednak niewykluczone, że w najbliższych dniach z OPEC i pozostałych państw będą zapewniać, że szczęśliwy finał rozmów jest prawdopodobny. To może podtrzymać podwyższoną zmienność notowań.
EUR/PLN przyczaił się pod 4,30 bez wskazań, że zamierza ruszyć w którymkolwiek kierunku. Popołudniowy raport o inflacji CPI za marzec jest tylko rewizją wstępnego odczytu (-0,9 proc. r/r) i nie powinien ruszyć rynkiem. Pomimo tego, że deflacja w Polsce nie słabnie, Rada Polityki Pieniężnej jasno sygnalizuje, że nie zamierza reagować na podażowe czynniki niskich cen, co zamyka mechanizm przenoszenia wniosków z danych na kurs walutowy.