W 2016 r. 1,465 mln osób otrzymywało wynagrodzenie minimalne. Było to 13 proc. ogółu zatrudnionych na umowę o pracę – podał GUS.

W latach 2013-2015 liczba pracowników zatrudnionych na podstawie umowy o pracę i otrzymujących minimalne wynagrodzenie utrzymywała się na podobnym poziomie – 1,337-1,357 mln osób. W 2016 r. liczba takich pracowników wzrosła do 1,465 mln, czyli o prawie 10 proc. Ponieważ jednak wzrosło także zatrudnienie, to udział pracowników otrzymujących minimalne wynagrodzenie pozostał na poziomie 13 proc. zatrudnienia ogółem.

Jak widać nawet poprawiająca się z punktu widzenia pracowników (a pogarszająca z punktu widzenia pracodawców) sytuacja na rynku pracy, malejące bezrobocie, rosnące wynagrodzenia, nie zmieniają podejścia do minimalnego wynagrodzenia. Odsetek osób otrzymujących płace minimalną w niektórych branżach rośnie.

Szczególnie w budownictwie (31 proc. ogółu zatrudnionych w 2016 r.), handlu, naprawie pojazdów samochodowych, zakwaterowaniu i gastronomii oraz w działalności w zakresie usług administrowania i działalności wspierającej (24 proc.).

Szczególnie ciekawa jest sytuacja w budownictwie, gdzie w 2016 r. 31 proc. zatrudnionych otrzymywało minimalne wynagrodzenie, a w 2013 r. było tych osób mniej, bo 28 proc. Sytuacja znacznie się pogorszyła. Wydaje się, że ważną przyczyną tego stanu rzeczy są projekty inwestycyjne realizowane przez firmy budowlane w trybie zamówień publicznych. Mimo zmian w prawie ciągle o wyborze firm realizujących projekty inwestycyjne decyduje najniższa cena. Przedsiębiorstwa budowlane, nie mając wpływu na większość kosztów, pilnują tych, na które wpływ mają – wynagrodzeń. Ale i tak często okazuje się to niewystarczające i wiele firm budowalnych traci płynność finansową, a część upada.

Polityka wyboru ofert z najniższą ceną „mści się” także na instytucjach publicznych. W 2017 r. coraz więcej przetargów ogłaszanych przez instytucje publiczne pozostawało bez odpowiedzi ze strony przedsiębiorców, albo zgłaszała się do przetargu jedna firma. Efekt – znacznie mniej rozpoczętych i realizowanych inwestycji finansowanych z pieniędzy publicznych (unijnych i krajowych) niż było to możliwe.

Niestety, na razie nie widać ze strony decydentów chęci głębokiej zmiany podejścia do zamówień publicznych. Konsekwencje tego będziemy ponosić wszyscy, bo mając pieniądze na inwestycje rząd i samorządy często nie będą mogły ich wykorzystać, bo nie będzie przedsiębiorców chętnych do realizacji tych inwestycji. Zamiast coraz mniej, to coraz więcej pracowników w budownictwie będzie otrzymywać minimalne wynagrodzenie, a firmy budowlane będą tracić płynność finansową.

Należy jak najszybciej przyjrzeć się tym problemom i wprowadzić zmiany tak w ustawie o zamówieniach publicznych, jak i w procesie administracyjnym związanym z ogłaszaniem i rozstrzyganiem przetargów.

 

 

Autor: dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan