W pierwszym kwartale tego roku niemal co piąte wolne miejsce pracy dotyczyło sektora budowlanego, a w ciągu ostatnich pięciu lat popyt na pracę w branży budowlanej zwiększył się prawie trzykrotnie. Pod tym względem budowlanka wyprzedziła już nawet szeroko rozumiany handel, nieznacznie ustępując miejsca tylko przemysłowi przetwórczemu. Możliwości zatrudnieniowe deklarowane przez pracodawców z sektora budowlanego są kilkukrotnie wyższe niż bieżące potrzeby. Tak źle nie było jeszcze nigdy.
Liczba wolnych miejsc w sektorze budowlanym
mat. prasowy

Branża budowlano-remontowa przeżywa szczyt swojej hossy. Według najnowszych danych GUS, sam rynek nieruchomości mieszkaniowych na koniec maja bieżącego roku przekroczył rekordową barierę wzrostu – do użytku oddano o ponad 12,6% więcej mieszkań w porównaniu do ubiegłego roku. Dzięki czynnikom warunkującym popyt strukturalny i inwestycyjny (m.in. rekordowo niskie stopy procentowe, struktura demograficzna czy nader ekspansywna polityka fiskalna), mieszkania wyprzedają się jeszcze na wiele miesięcy przed rozpoczęciem robót. Niemniej jednak, jest to wynik inwestycji rozpoczętych 2 – 3 lata temu. W maju po raz pierwszy od dłuższego czasu spadła liczba wydanych pozwoleń na budowę dla deweloperów (-6,3% r/r), a liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto, zmniejszyła się o 7,1 % w porównaniu z miesiącem poprzednim. Jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy, obok rosnących cen materiałów budowlanych, jest niedobór podaży pracy, co stanowić może fundamentalną barierę rozwojową dla polskiego sektora budowlanego w najbliższej przyszłości.

Największe zapotrzebowanie dotyczy murarzy, tynkarzy czy dociepleniowców (ogólnie całej branży wykończeniowej), ale także chociażby operatorów maszyn specjalistycznych czy inżynierów. Brak pracowników wynika przede wszystkim z przemian demograficznych oraz uwarunkowań społeczno-ekonomicznych. Duża część pracowników sektora budowlanego przechodzi na emeryturę, a ich odpływ nie jest rekompensowany nową, młodszą podażą. Praca w sektorze budowlanym wciąż jest postrzegana jako mało atrakcyjna zarówno pod względem wizerunkowym, jak i finansowym. Choć płace w branży budowlanej rosną, to ich wysokość jest mocno zróżnicowana pod względem geograficznym (średnie wynagrodzenie w 2018 roku dla branży budowlanej według danych Sedlak&Sedlak wahało się od niespełna 5 800 zł brutto w województwie mazowieckim do poziomu poniżej 4 000 zł brutto w województwie lubelskim). Mimo wzrostu gospodarczego, ciągle mamy do czynienia z postępującą emigracją zarobkową, która dotyczy również wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Polacy wyjeżdzający zagranicę często znajdują pracę w sektorze budowlanym, gdzie wynagrodzenie jest kilkukrotnie wyższe a warunki pracy oraz całe zabezpieczenie socjalne dalece odbiegają od polskich standardów. W Polsce nie wykształcił się także odpowiedni poziom szkolnictwa zawodowego. Funkcjonujące od niemal dwóch lat szkoły branżowe miały być odpowiedzią na realne zapotrzebowanie rynku pracy – mimo że na efekt tych zmian trzeba będzie poczekać, to już dziś w niektórych regionach zainteresowanie nauką w rzeczonych placówkach jest marginalne. Dodatkowo należy zwrócić uwagę na wzmożoną liczbę zakładanych jednoosobowych działalności gospodarczych. Dzięki subsydiowaniu unijnemu, zaczęły powstawać mikrofirmy, które w warunkach wzrostu gospodarczego odnalazły popyt na swoje usługi. Bardzo często są to przedsiębiorstwa w formie jednoosobowej działalności gospodarczej, zwłaszcza z branży budowlanej, głównie świadczące usługi remontowe.

Wakaty w sektorze budowlanym w podziale na firmy o określonym poziomie zatrudnienia (w tys.)
mat. prasowy

Swoista dekompozycja rynku budowlanego ma ogromne znaczenie w odniesieniu do potencjału rozwojowego małych, aczkolwiek jak dotąd dobrze prosperujących przedsiębiorstw. Okazuje się bowiem, że prawie 18 tys. wakatów w budowlance w I kwartale tego roku dotyczy firm zatrudniających do 9 pracowników. Oczywiście okres zimowy charakteryzuje się dużą sezonowością, ale takie proporcje utrzymują się w Polsce co najmniej od 5 lat. System dotacji na start działalności gospodarczej, uproszczony proces zakładania firmy, możliwość skorzystania z tzw. „małego ZUS-u”, nieskomplikowany system rozliczania z Urzędem Skarbowym na zasadzie ryczałtu ewidencjonowanego, ale przede wszystkim wzrost zapotrzebowania na drobne usługi budowlane wśród odbiorców indywidualnych – te wszystkie czynniki powodują, że zamiast pracować na etacie, budowlańcy zaczynają działać na własny rachunek, przy czym ich aktywność ze względu na ograniczone zasoby sprowadza się głównie do prac remontowo-wykończeniowych. Jest to problem zarówno w odniesieniu do deweloperskich inwestycji mieszkaniowych, ale także w kontekście realizacji zamówień publicznych czy projektów rządowych. Obecnie trwa realizacja trzech rekordowych inwestycji państwowych. Największa z nich to Program Budowy Dróg Krajowych o wartości 135 mld zł. Na dzień dzisiejszy oddano do użytku 820 km dróg, ale budowa aż 1 363 km (o wartości 54 mld zł) znajduje się w różnych fazach wykonania, a przetargi o wartości 5 mld zł nie zostały jeszcze rozstrzygnięte. Dodatkowo realizowany jest Krajowy Program Kolejowy, który zakłada modernizację aż ok. 9 tys. km torów. Takiej inwestycji polskie koleje nie doświadczyły jeszcze nigdy. Program wyceniony został na ok. 66 mld. W lutym tego roku, na mniej więcej zakładanym półmetku trwania prac, osiągnięto pokrycie dla zaledwie 15% projektu, a przetargi na inwestycje o wartości ok. 24 mld zł nie zostały jeszcze rozstrzygnięte. Do tego dochodzą plany intensyfikacji prac w ramach Programu Mieszkanie Plus – w ciągu najbliższych lat rząd planuje wybudować ponad 15 tys. mieszkań, co według komunikatu Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wymaga zatrudnienia ok. 20,5 tys. pracowników budowlanych. Pytanie zatem, jak wypełnić lukę na rynku pracy w sektorze budowlanym, która z roku na rok się pogłębia?

Przeczytaj także:

Jako, że mamy do czynienia z problemem generacyjny i postępującym, w pierwszej kolejności należy stworzyć system usprawnień, zachęcający cudzoziemców do podejmowania pracy w Polsce. Nie da się nie zauważyć, że już teraz dużą część pracowników w sektorze budowlanym stanowią Ukraińcy, przybywa także Białorusinów oraz obywateli Indii, ale przyrost ten jest zdecydowanie niewystarczający. Dodatkowo nasi zachodni sąsiedzi przyjęli pod koniec ubiegłego roku ustawę znacznie ograniczającą bariery zatrudnienia dla obywateli spoza UE. Jak wynika z szacunków Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, już niedługo może to dla nas oznaczać odpływ nawet 500 tys. obywateli Ukrainy do Niemiec. Obecnie polskie regulacje dotyczące zatrudnienia obcokrajowców są bardzo skomplikowane. Aby uzyskać pozwolenie na pracę, należy skierować się do kilku urzędów zarówno w Polsce, jak i w kraju macierzystym, a sam proces różni się w zależności od województwa i może trwać nawet do 6 miesięcy. Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej z 2007 roku branża budowlana nie może korzystać z pracowników sezonowych. Praca na oświadczenie odnosi się z kolei do zbyt wąskiego grona krajów, których obywatele mogą podjąć pracę w Polsce bez uzyskania pozwolenia, a sam okres wykonywania takiej pracy również jest zdecydowanie za krótki (6 miesięcy w ciągu kolejnych 12 miesięcy bez konieczności uzyskania pozwolenia na pracę). Wreszcie warto się zastanowić, czy idąc wzorem węgierskim nie należy zliberalizować przepisów dotyczących zatrudnienia obcokrajowców w branżach krytycznie zagrożonych wakatami – jak wynika z powyższej analizy, budownictwo z pewnością do takiej należy. Modyfikacje w tych trzech obszarach wymagają jednocześnie gruntownej reorganizacji w wymiarze legislacyjnym i zwiększenia efektywności samego procesu administracyjnego, związanego chociażby z wydawaniem pozwoleń na pracę.

Niemniej jednak działania o charakterze stricte podażowym muszą być wspierane przez stymulowanie wzrostu płac – zarówno nominalnych, jak i realnych. Zarobki w budownictwie nie rosną w wystarczającym tempie co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze, zatory płatnicze wynikające z długich terminów płatności często uniemożliwiają długookresowe kreowanie polityki wynagrodzeń przez pracodawców. Po drugie, złożoność procedur przetargowych oraz skomplikowany system rozliczania dużych inwestycji (m.in. rozrachunki z podwykonawcami, rozliczenia w ramach inwestycji publicznych) powodują konieczność zwiększania przez przedsiębiorstwa budowlane wydatków administracyjno-biurowych. Wreszcie po trzecie – należy rozważyć indeksację cen materiałów budowlanych dla wykonawców. Rosnące ceny surowców mocno odbijają się na rentowości inwestycji budowlanych, dlatego trudno w takich warunkach oczekiwać znaczącego wzrostu wynagrodzeń.

Podsumowanie

Sektor budowlany, czy szerzej – rynek nieruchomości, stanowi swoisty papierek lakmusowy dla polskiej gospodarki. Sygnały płynące z sektora budowlanego przez wielu ekonomistów postrzegane są w wymiarze makro-ostrożnościowym czy też w kategoriach wczesnego ostrzegania. Według różnych szacunków, na rynku pracy w branży budowlanej brakuje obecnie od 150 tys. do 200 tys. pracowników o zróżnicowanych kwalifikacjach. Niedobór ten wynika przede wszystkim ze zmian demograficznych, ewolucji struktury samego rynku oraz z niedostatecznego wzrostu płac. Skutki luki pracowniczej powoli stają się odczuwalne w wielorakich aspektach: od wzrostu cen nieruchomości mieszkaniowych po wyhamowanie inwestycji budowlanych, warunkujących ogólny dobrobyt społeczny. Problem nadwyżki popytu nad podażą pracy można rozwiązać jedynie poprzez działania stymulujące obie strony. Jest tylko jeden warunek: działanie te muszą być kompleksowe i realizowane w bardzo nieodległej perspektywie czasowej – im szybciej, tym lepiej.

źródło: Centrum AMRON