Nie wierzcie bankowcom, gdy przynoszą dary! Czyli: uważaj na bankowe sztuczki przy restrukturyzacji.

 W każdym banku od zawsze istniał i po wszech czasy będzie funkcjonował  departament restrukturyzacji. Jakie funkcje z założenia ma spełniać ten dział banku? Mówiąc po polsku jest to taki serwis naprawy kredytów: jeśli klient banku ma problem ze spłatą zobowiązania, wówczas temat trafia właśnie do restrukturyzacji. W jakim celu? Chodzi o to, aby uratować kapitał z udzielonego kredytu (wszak nadrzędnym obowiązkiem banku jest dbałość  o bezpieczeństwo depozytów!), ale także nie pogrzebać dłużnika.  Jak więc powinna wyglądać fachowo przeprowadzona restrukturyzacja?

Jeśli nie chcesz mojej zguby, kalkulatora użyj luby!

Oto najprostsza definicja restrukturyzacji, która jednocześnie wskazuje metodę jej przeprowadzenia:

Restrukturyzacja jest to zmiana warunków spłaty kredytu, polegająca na dostosowaniu wysokości rat do bieżących możliwości kredytobiorcy.

Do przeprowadzenia restrukturyzacji absolutnie niezbędna jest umiejętność dodawania i odejmowania (chyba, że ktoś ma pod ręką kalkulator). No i tu dotknęliśmy piekielnie poważnego problemu, gdyż bankowcy nie radzą sobie zupełnie z matematyką. I chyba też stoją kiepsko z sprzętem do dokonywania tych nieskomplikowanych wyliczeń…

Weźmy przykład pierwszy z brzegu. Kredyt hipoteczny spłacany jest przez małżonków, którzy łącznie zarabiają 5000 zł netto, przy racie na poziomie 2000 zł. Da się wyżyć z 3000 zł miesięcznie, ale małżonkowie nie dorobili się oszczędności. Jedno z nich traci pracę przez co do dyspozycji kredytobiorców zostaje np. kwota 2700 zł netto miesięcznie. Za 700 zł nie da się przeżyć całego miesiąca, szczególnie, że właśnie tyle trzeba zapłacić na mieszkanie (czynsz plus media). Idziemy więc do banku i prosimy o czasowe obniżenie rat. Jak to zrobić? Piszemy podanie wraz z informacją o kosztach bieżących, oczywiście tych minimalnych, które trzeba ponieść, aby wystarczyło do pierwszego. Będą to właśnie koszty mieszkania, jakaś kwota przeznaczona na jedzenie, dojazdy do pracy, itp. Niech będzie to łącznie około 2000 zł.

Jak widać z tej prostej kalkulacji, którą może skutecznie przeprowadzić nawet średnio rozgarnięty ośmiolatek – na spłatę kredytu nasi bohaterowie mogą przeznaczyć nie więcej niż 700 zł miesięcznie.

Pewni tego, że sprawa jest banalnie prosta, składamy stosowne podanie do banku z prośbą o czasowe obniżenie raty (na 6 do 12 miesięcy) do 700 zł,  a tu klops! Bank odmawia dokonania tej czynności, tłumacząc się w znany wszystkim sposób:

Bo takie mamy procedury!

To tyle wstępu. Dlaczego więc tak często nie możemy dogadać się z bankiem odnośnie przeprowadzenia restrukturyzacji, nawet w tak oczywistych przypadkach jak wyżej opisany? Otóż bankowcy – oprawcy ani myślą, aby wykonywać swoją robotę zgodnie z wiedzą i sztuką bankową. W miejsce ratowania kapitału kredytu oraz nie doprowadzania klienta do bankructwa (tak często kończy się „siłowa” windykacja należności, czyli egzekucja przy udziale komornika), restrukturyzacja służy bankowcom do dwóch zupełnie odmiennych celów. Poniżej więcej na ten temat – jest to jednocześnie przestroga dla Ciebie, dłużniku, jeśli przymierzasz się do zmiany warunków umowy kredytowej, ze względu na problemy w płynności finansowej.

Restrukturyzacja jako sposób na dodatkowy dochód banku

Jeśli wpadniemy w dołek finansowy, co zmusza nas do renegocjacji z bankiem umowy kredytowej: jesteśmy w sytuacji przymusowej. Tę wiedzę oczywiście posiada także kredytodawca. Skoro tak, to czemu na tej sytuacji chciwi bankowcy mają nie zarobić? W jaki sposób? Na przykład przez znaczące podniesienie marży kredytu. Powyższe bardzo często ma miejsce w przypadku kredytów dla przedsiębiorców. Jest to więc podanie tonącemu brzytwy zamiast koła ratunkowego.

Aneks restrukturyzacyjny z pistoletem przy skroni

Pozycja dominująca w tego typu sytuacjach była nader często nadużywana przez banki w okresie, kiedy posiadały one w swoim arsenale bankowy tytuł egzekucyjny (BTE), zwany czasem przez bankowców pieszczotliwie mianem „batonik”. Na temat BTE, które stanowiło śmiertelne narzędzie do szybkiej pacyfikacji niesubordynowanych kredytobiorców, będę pisał w następnym odcinku Poradnika.

Widząc widmo śmierci, kredytobiorca podpisywał aneks restrukturyzacyjny niemal na każdych warunkach: a jest to przeogromny błąd!  Jeśli bowiem klient ten nie wywiązywał się ze spłaty zobowiązania – często przekraczającej jego możliwości – bank i tak wypowiadał umowę kredytową, na dodatek dysponując argumentem w sądzie (gdyby tam klient próbował szukać ratunku), że przecież bank dał kredytobiorcy szansę, a ten po raz kolejny zawiódł zaufanie kredytodawcy.

 Odmowa restrukturyzacji – kiedy bank ma bardzo dobre zabezpieczenie

Kolejna ciężka patologia, dość często przez banki stosowana – na szczęście nie przez wszystkie – to wykorzystanie sytuacji, kiedy bardzo dobrze zabezpieczony kredyt można wypowiedzieć, lub nie przedłużyć umowy przy kredycie obrotowym.  Przypomnę tu kryminalną (to moja subiektywna ocena) „sztuczkę” bankowych oprawców, którą opisywałem w Odcinku 15:

 ”Za czasów, kiedy bankowi temu prezesował Pan (….), bank ten wykonał kilka kontrowersyjnych posunięć, polegających na wypowiadaniu kredytów firmom mającym kłopoty finansowe, ale i atrakcyjne nieruchomości. Firmy odcięte od finansowania składały się jak domki z kart, a bank kładł łapę na atrakcyjnych zabezpieczeniach”

Jest to fragment felietonu Pana Macieja Samcika, redaktora Gazety Wyborczej. Po co bank wykonuje taki numer? Kasa Misiu, Kasa! Po pierwsze od wypowiedzianego kredytu może naliczać znacząco wyższe odsetki (niż te, które wynikają z umowy), po drugie może  za niską cenę przejąć od klienta nieruchomość i sprzedać ją potem z zyskiem.

Na szczęście mniej więcej rok temu weszły do prawa bankowego bardzo korzystne dla kredytobiorców zmiany. Obecnie, tj. dzięki ustawie z dnia 25 września 2015 roku (ustawa ta m.in. zdelegalizowała BTE), przed  wypowiedzeniem umowy: „bank informuje kredytobiorcę o możliwości złożenia (…) wniosku o restrukturyzację zadłużenia” (cytat z ustawy).

Nie dość na tym, czytamy dalej w treści ustawy:

„Bank w przypadku odrzucenia wniosku kredytobiorcy o restrukturyzację zadłużenia, przekazuje kredytobiorcy, bez zbędnej zwłoki, szczegółowe wyjaśnienia w formie pisemnej, dotyczące przyczyny odrzucenia wniosku o restrukturyzację.”

Uwaga na bankowe cyrografy!

Krótko mówiąc: obecnie kredytobiorca nie jest narażony na użycie przez bank paralizatora (w postaci BTE), na dodatek może w sądzie się bronić, stwierdzając, że kredytodawca nie wyjaśnił w sposób dostateczny powodów odmowy restrukturyzacji, która została przedstawiona we wniosku dłużnika.

Dzięki temu kredytobiorca może – a dokładniej musi! –  odrzucić propozycję zawarcia aneksu restrukturyzacyjnego złożoną przez bank, o ile warunki spłaty zobowiązania będą dla zainteresowanego zdecydowanie niekorzystne.

Aneks restrukturyzacyjny niczym … koń trojański

W ostatnim okresie zauważam jeszcze jedną patologię w „propozycjach” bankowców przy ewentualnej restrukturyzacji. Otóż umowy kredytów niby-frankowych, które powstały w okresie boomu, czyli przed wrześniem 2008,  to w dużym stopniu efekt radosnej twórczości bankowych prawników.

Jak było dobrze i toksyczne kredyty schodziły jak ciepłe bułeczki, to nikomu poszczególne zapisy w treści umowy nie przeszkadzały. Jednakowoż, kiedy kurs franka skoczył ponad dwukrotnie w stosunku do kursu z czerwca 2008 roku, kredytobiorcy zaczęli szukać pomocy prawnej u specjalistów z najwyższej półki. Co się okazało – wiemy doskonale. W umowach tych aż roi się od klauzul abuzywnych, także nie jest możliwe udowodnienie zasadności indeksacji kredytu; o ile oczywiście sąd weźmie pod uwagę nie tylko pisma pełnomocników frankowicza, ale także znane powszechnie opinie Rzecznika Finansowego i UOKiK-u.

„Dziewicza” umowa frankowicza sprzed ośmiu czy dziesięciu lat, z dużą dozą prawdopodobieństwa nie wybroni się w sądzie, jeśli tam trafi spór pomiędzy stronami umowy. Wiedzą o tym doskonale także i bankowcy. Jak więc próbują wzmocnić swoją pozycję w przypadku postępowania sądowego? Otóż, kiedy zgłaszasz się do banku z prośbą o obniżenie rat, kredytodawca może Ci podsunąć bardzo „korzystny” aneksik, który pozwala na 6-cio, czy 12-to miesięczny oddech. Czyli zgodzi się na niskie raty w tym okresie. Ty się koncentrujesz na wysokości kwoty do spłaty, a zapominasz, aby przeczytać i przeanalizować ze specjalistą pełną treść tego dokumentu.

Jestem przekonany, że najczęściej znajdzie się tam zapis, że uznajesz dług w CHF jako bezsporny, czyli: akceptujesz indeksację. Dodatkowo będziesz musiał podpisać stosowny weksel in blanco lub poddanie się egzekucji w trybie  art. 777 K.p.c., co znacząco przyspieszy egzekucję należności, jeśli kiedyś  w przyszłości będziesz zalegał w spłacie zobowiązania. Na przykład kilka lat po zakończeniu okresu spłaty z niskim ratami.

To raczej na pewno nie jest szpital w Leśnej Górze….

W tradycyjnej bankowości, na której ideałach się wychowałem, często się mawiało, że departament restrukturyzacji, to taki szpital dla kredytobiorców.

Tu ciekawa historia z moich osobistych doświadczeń i sądowej walki z jednym z banków, na ten temat pisałem w jednej z publikacji (spór ten dotyczy odmowy banku X na mój wniosek o restrukturyzację w okresie 60 miesięcy). Otóż podczas rozprawy, pracownica pozwanego banku stwierdziła w swoich zeznaniach  z rozbrajającą szczerością:

 „Nasze procedury przy restrukturyzacji zakładają możliwość rozłożenia spłaty na maksimum 24 miesiące i nie jest w tym wypadku badana sytuacja finansowa kredytobiorcy.”

Moja odpowiedź na powyższe, która znalazła się w aktach sprawy:

„Skoro uznaje się, że departament restrukturyzacji, pełni rolę „szpitala dla kredytobiorców”, to w „szpitalu” banku X podaje się wszystkim pacjentom identyczne lekarstwo, nie badając chorego.”

Co mi takie „leczenie kredytu” przypomina? Osoby z mojego pokolenia być może pamiętają jedną historyjek z filmu o Pippi Langstrumpf. Otóż Pippi, która miała nieograniczone środki finansowe (po tacie – piracie) kupiła kiedyś aptekę i wszystkie medykamenty ze sobą zmieszała. Po co? Bo w ten sposób chciała uzyskać „likarstwo”, czyli lek na wszystkie choroby…

Zachodzi pytanie: dlaczego nasze prawo w żaden sposób nie przewiduje odpowiedzialności za błędy zawodowe? Czy nie uważasz – podobnie jak ja –  że bankowcom powinna grozić, tak jak lekarzom, odpowiedzialność karna za działanie sprzeczne z wiedzą i sztuką bankową?

 

Zachęcamy do zadawania pytań dotyczących: upadłości konsumenckiej, problemów z kredytami niby-frankowymi, nadmiernego zadłużenia oraz restrukturyzacji zobowiązań. Pytania prosimy kierować na adres:

pytanie@krzysztofoppenheim.pl

 

Krzysztof OPPENHEIM