Im dłużej przyglądam się startującemu właśnie rządowemu programowi MDM, czyli „Mieszkanie dla młodych” tym bardziej zastanawiam się, komu jest on potrzebny. Tym młodym, którzy i tak nie kupią mieszkania, w którym będą czuli się wygodnie czy rządowi, który program przygotował? Chyba jednak tym drugim.
I tylko po to by „ci drudzy” mogli pochwalić się: mamy, pomagamy i wspieramy, jesteśmy fantastyczni. To program na poprawę samopoczucia rządzących. Obostrzenia dotyczące państwowej pomocy są tak duże, że ci, którzy z niej skorzystają na kokosy liczyć nie mogą. A wystarczyło wyjść i powiedzieć: Likwidujemy „Rodzinę na swoim”, bo nas na to nie stać. Jest ciężko, kryzys na świecie szaleje, możemy pomóc tylko nielicznym. Ale z odwagą u naszych polityków nie jest dobrze. Powiedzenie czegoś prosto w oczy wyborcom jest zbyt trudne. A skoro dotyczy to gospodarki, jest skomplikowane to i tak nikt nie zrozumie. Można, więc trochę poudawać. Może ktoś się nabierze. Oto państwo wyciąga rękę do potrzebujących.
Tego młodego, potrzebującego mieszkania, tak jednak zdefiniowano, że szukać go będzie trzeba ze świecą. W czym wydatnie pomogła Komisja Nadzoru Finansowego, ale o tym w dalszej części. Ten młody, musi zatem szukać swojego pierwszego mieszkania. To zrozumiałe. Musi mieć jednak mniej niż 35 lat. Tego nie rozumiem. Dlaczego 36-ciolatek, który wreszcie ustabilizował życie, ma dobrą pracę, odłożył na wkład własny i wykończenie już z programu nie skorzysta? Żyjemy dłużej, podnosimy wiek emerytalny, dlaczego więc tu stawiamy granicę? Ten młody potrzebujący musi także znaleźć mieszkanie na rynku pierwotnym. Kolejna sprawa, której nie rozumiem. W czym gorsze jest mieszkanie wykończone od tego nieumeblowanego i bez podłóg? I wcale nie będę złośliwym i nie nazwę MDMu programem wspierania deweloperów. Zwracam uwagę jednak na drobny szczegół. W dużych miastach rynek pierwotny funkcjonuje sprawnie. A co robią deweloperzy w małych miasteczkach? Nic. Dlaczego? Bo ich tam po prostu nie ma. Od kogo więc ten młody potrzebujący ma kupić mieszkanie?
No i wreszcie limit. Mieszkanie musi być odpowiednio tanie. W Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu znajdziemy takie tylko na obrzeżach miast. A jeśli już znajdziemy to i tak nie może ono być większe niż 75 m2 a państwo dopłaci tylko do 50m2. Jeśli namawiamy młodych ludzi do rodzenia dzieci to dlaczego nie myślimy gdzie te dzieci się pomieszczą. Bo mieszkania w programie MDM na rodzinne raczej nie wyglądają. I jeszcze jedno na koniec. Wspomniana już Komisja Nadzoru Finansowego. Dzięki niej każdy kupujący mieszkanie musi mieć 5% wkładu własnego. W przyszłym roku potrzeba będzie już 10% a w kolejnych latach próg wzrośnie do 20%. Dla kogo więc program MDM? Ktoś złośliwy powiedział ostatnio, że dla młodych, pięknych i bogatych. A może słowa te wcale nie były złośliwe tylko do bólu prawdziwe. Jak zatem napisać rządowy program, aby mieć się, czym chwalić a za dużo nie wydać? Wziąć ten opisany i użyć dwóch magicznych skrótów klawiszowych: ctrl c oraz ctrl v.Im dłużej przyglądam się startującemu właśnie rządowemu programowi MDM, czyli „Mieszkanie dla młodych” tym bardziej zastanawiam się, komu jest on potrzebny. Tym młodym, którzy i tak nie kupią mieszkania, w którym będą czuli się wygodnie czy rządowi, który program przygotował? Chyba jednak tym drugim.
I tylko po to by „ci drudzy” mogli pochwalić się: mamy, pomagamy i wspieramy, jesteśmy fantastyczni. To program na poprawę samopoczucia rządzących. Obostrzenia dotyczące państwowej pomocy są tak duże, że ci, którzy z niej skorzystają na kokosy liczyć nie mogą. A wystarczyło wyjść i powiedzieć: Likwidujemy „Rodzinę na swoim”, bo nas na to nie stać. Jest ciężko, kryzys na świecie szaleje, możemy pomóc tylko nielicznym. Ale z odwagą u naszych polityków nie jest dobrze. Powiedzenie czegoś prosto w oczy wyborcom jest zbyt trudne. A skoro dotyczy to gospodarki, jest skomplikowane to i tak nikt nie zrozumie. Można, więc trochę poudawać. Może ktoś się nabierze. Oto państwo wyciąga rękę do potrzebujących.
Tego młodego, potrzebującego mieszkania, tak jednak zdefiniowano, że szukać go będzie trzeba ze świecą. W czym wydatnie pomogła Komisja Nadzoru Finansowego, ale o tym w dalszej części. Ten młody, musi zatem szukać swojego pierwszego mieszkania. To zrozumiałe. Musi mieć jednak mniej niż 35 lat. Tego nie rozumiem. Dlaczego 36-ciolatek, który wreszcie ustabilizował życie, ma dobrą pracę, odłożył na wkład własny i wykończenie już z programu nie skorzysta? Żyjemy dłużej, podnosimy wiek emerytalny, dlaczego więc tu stawiamy granicę? Ten młody potrzebujący musi także znaleźć mieszkanie na rynku pierwotnym. Kolejna sprawa, której nie rozumiem. W czym gorsze jest mieszkanie wykończone od tego nieumeblowanego i bez podłóg? I wcale nie będę złośliwym i nie nazwę MDMu programem wspierania deweloperów. Zwracam uwagę jednak na drobny szczegół. W dużych miastach rynek pierwotny funkcjonuje sprawnie. A co robią deweloperzy w małych miasteczkach? Nic. Dlaczego? Bo ich tam po prostu nie ma. Od kogo więc ten młody potrzebujący ma kupić mieszkanie?
No i wreszcie limit. Mieszkanie musi być odpowiednio tanie. W Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu znajdziemy takie tylko na obrzeżach miast. A jeśli już znajdziemy to i tak nie może ono być większe niż 75 m2 a państwo dopłaci tylko do 50m2. Jeśli namawiamy młodych ludzi do rodzenia dzieci to dlaczego nie myślimy gdzie te dzieci się pomieszczą. Bo mieszkania w programie MDM na rodzinne raczej nie wyglądają. I jeszcze jedno na koniec. Wspomniana już Komisja Nadzoru Finansowego. Dzięki niej każdy kupujący mieszkanie musi mieć 5% wkładu własnego. W przyszłym roku potrzeba będzie już 10% a w kolejnych latach próg wzrośnie do 20%. Dla kogo więc program MDM? Ktoś złośliwy powiedział ostatnio, że dla młodych, pięknych i bogatych. A może słowa te wcale nie były złośliwe tylko do bólu prawdziwe. Jak zatem napisać rządowy program, aby mieć się, czym chwalić a za dużo nie wydać? Wziąć ten opisany i użyć dwóch magicznych skrótów klawiszowych: ctrl c oraz ctrl v.Im dłużej przyglądam się startującemu właśnie rządowemu programowi MDM, czyli „Mieszkanie dla młodych” tym bardziej zastanawiam się, komu jest on potrzebny. Tym młodym, którzy i tak nie kupią mieszkania, w którym będą czuli się wygodnie czy rządowi, który program przygotował? Chyba jednak tym drugim.
I tylko po to by „ci drudzy” mogli pochwalić się: mamy, pomagamy i wspieramy, jesteśmy fantastyczni. To program na poprawę samopoczucia rządzących. Obostrzenia dotyczące państwowej pomocy są tak duże, że ci, którzy z niej skorzystają na kokosy liczyć nie mogą. A wystarczyło wyjść i powiedzieć: Likwidujemy „Rodzinę na swoim”, bo nas na to nie stać. Jest ciężko, kryzys na świecie szaleje, możemy pomóc tylko nielicznym. Ale z odwagą u naszych polityków nie jest dobrze. Powiedzenie czegoś prosto w oczy wyborcom jest zbyt trudne. A skoro dotyczy to gospodarki, jest skomplikowane to i tak nikt nie zrozumie. Można, więc trochę poudawać. Może ktoś się nabierze. Oto państwo wyciąga rękę do potrzebujących.
Tego młodego, potrzebującego mieszkania, tak jednak zdefiniowano, że szukać go będzie trzeba ze świecą. W czym wydatnie pomogła Komisja Nadzoru Finansowego, ale o tym w dalszej części. Ten młody, musi zatem szukać swojego pierwszego mieszkania. To zrozumiałe. Musi mieć jednak mniej niż 35 lat. Tego nie rozumiem. Dlaczego 36-ciolatek, który wreszcie ustabilizował życie, ma dobrą pracę, odłożył na wkład własny i wykończenie już z programu nie skorzysta? Żyjemy dłużej, podnosimy wiek emerytalny, dlaczego więc tu stawiamy granicę? Ten młody potrzebujący musi także znaleźć mieszkanie na rynku pierwotnym. Kolejna sprawa, której nie rozumiem. W czym gorsze jest mieszkanie wykończone od tego nieumeblowanego i bez podłóg? I wcale nie będę złośliwym i nie nazwę MDMu programem wspierania deweloperów. Zwracam uwagę jednak na drobny szczegół. W dużych miastach rynek pierwotny funkcjonuje sprawnie. A co robią deweloperzy w małych miasteczkach? Nic. Dlaczego? Bo ich tam po prostu nie ma. Od kogo więc ten młody potrzebujący ma kupić mieszkanie?
No i wreszcie limit. Mieszkanie musi być odpowiednio tanie. W Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu znajdziemy takie tylko na obrzeżach miast. A jeśli już znajdziemy to i tak nie może ono być większe niż 75 m2 a państwo dopłaci tylko do 50m2. Jeśli namawiamy młodych ludzi do rodzenia dzieci to dlaczego nie myślimy gdzie te dzieci się pomieszczą. Bo mieszkania w programie MDM na rodzinne raczej nie wyglądają. I jeszcze jedno na koniec. Wspomniana już Komisja Nadzoru Finansowego. Dzięki niej każdy kupujący mieszkanie musi mieć 5% wkładu własnego. W przyszłym roku potrzeba będzie już 10% a w kolejnych latach próg wzrośnie do 20%. Dla kogo więc program MDM? Ktoś złośliwy powiedział ostatnio, że dla młodych, pięknych i bogatych. A może słowa te wcale nie były złośliwe tylko do bólu prawdziwe. Jak zatem napisać rządowy program, aby mieć się, czym chwalić a za dużo nie wydać? Wziąć ten opisany i użyć dwóch magicznych skrótów klawiszowych: ctrl c oraz ctrl v.