10 lutego 2017 roku frankowicze dostali – z ust Prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego –  jednoznaczny przekaz. Martwcie się sami o siebie, my wam nie pomożemy. A więc wszelkie nadzieje, jakie rozbudził przed nabywcami toksycznych kredytów Prezydent Andrzej Duda, zostały rozwiane.

I co ty na to, frankowiczu? Ziemia ci się osunęła spod nóg? To wielki błąd! Taką postawą nic nie ugrasz. Jeśli stać cię jedynie na szloch i zamartwianie się nad własnym losem – zostaniesz brutalnie spacyfikowany przez bankowego oprawcę.

Czy zatem można stanąć do walki z bankiem? W sytuacji, kiedy nie dajesz sobie rady ze spłatą – jest to absolutnie konieczne. Czy można wygrać z tak potężnym wrogiem? Oczywiście. Dodam, tylko, że bank to taki kolos na glinianych nóżkach. Możesz mieć problem z pokonaniem wroga, jeśli będziesz próbował go atakować. To trochę jak natarcie z butelką benzyny na F-16.   Ale też może się udać – o tym w II części publikacji. Dziś zapoznają się Państwo z optymalną metodą wojny z bankiem. Uprzedzam jednak, że nie jest to droga, którą zalecam w każdej sytuacji.

Ustąp, a zwyciężysz!

Jak zatem taki bój można wygrać? Sprytem i profesjonalizmem. Udawaj, że jesteś słaby. Nie stać cię przecież na spłatę kredytu lub spłacasz raty ostatkiem sił i czujesz się na dodatek oszukany przez bank.  Zobaczysz, jak nieporadny jest twój wróg, kiedy atakuje – a ty bronisz się jak mistrz. Tej właśnie tematyce poświęcam niniejszą publikację.

Walka z bankiem. Dramat – dla Twojego wroga – w trzech aktach

Jeśli chcesz zmaksymalizować swoje szanse na wygraną, przede wszystkim zaprzestań spłaty tego piekielnego kredytu! Pytasz mnie – jak to? Normalnie. Zaprzestanie spłaty to pierwszy punkt programu. Absolutnie obowiązkowy. Chcemy bowiem, aby wciągnąć  wroga w pułapkę. Jaką? Jest nią nasze wspaniałe prawo wraz z jeszcze lepszą „organizacją” systemu, nazywanego przewrotnie „sprawiedliwości”.  Naprawdę sporo pułapek zastawionych jest na atakujący bank m.in. w Kodeksie postępowania cywilnego, Prawie bankowym. Sporo wnyków, które być może wykorzystasz  w  sądzie, zawdzięczasz swojemu oprawcy. To treść umowy kredytowej, w której roi się aż od klauzul abuzywnych oraz innych niedomagań i niejasności.

Na przykład, na jakiej podstawie bank chce od Ciebie znacznie więcej kasy, niż dostałeś 8 czy 10 lat temu? „Kwota kapitału kredytu w trakcie jego spłaty może jedynie maleć, a nie rosnąć” – to fragment bardzo celnego uzasadnienia wyroku korzystnego dla frankowiczów z września ubiegłego roku.  No i co? Idziesz w tym kierunku? Będę cię zatem prowadził za rączkę – sam możesz sobie ze wszystkim nie poradzić.

Akt pierwszy: od zaprzestania spłaty do otrzymania pozwu

Jeśli zdecydowałeś się na zaprzestanie spłaty kredytu (lub po prostu nie masz na ten cel środków) i nie chcesz, aby bank-dyta cię pokonał, nie ułatwiaj mu drogi do odzyskania kasy. Masz robić dokładnie odwrotnie – na każdym kroku rzucaj oprawcy kłody pod nogi. Te działania możesz jednak wykonać jedynie przed otrzymaniem pozwu. Jest ich wiele, nie jest w moim interesie, aby tę wiedzę rozdawać, a tym bardziej upubliczniać. Co to za pułapka, kiedy wróg ją zna, choćby właśnie z moich publikacji? Poza tym, jest to czas na przygotowanie się do walki w „akcie trzecim”. Krótko mówiąc, oczekiwanie na pozew to czas pracy. Szykując się do wojny, zastawiasz na wroga liczne pułapki – bierna postawa w tym okresie znacząco zmniejsza twoje szanse w tej walce. Przypomnę tu żelazną zasadę walki z bank-dytami, którą być może pamiętasz z jednego z odcinków Poradnika dla Zadłużonych:

Nie można nie spłacać kredytów nieumiejętnie!

I tu jedna arcyważna uwaga: musisz uzgodnić z twoim oprawcą pewny adres do korespondencji. Co to znaczy pewny? Korespondencja musi zawsze być odbierana! Cały mój wykład i przemyślana technika walki na nic, jeśli przeoczysz choćby jedno pismo, np. z sądu. I jeszcze jedno: zestaw pułapek, jaki zostaną użyte w danym przypadku, to nie sztampa. Wariant działań obronnych, np. czy wysłać do wroga jakieś korespondencje i co ma się w nich znajdować – zależy od konkretnej sytuacji. Zawsze bowiem na początku potrzebna jest pełna analiza sprawy. Czyli mówiąc językiem korpoludków – jest to takie „case study”.

Akt drugi: bój w sądzie

Brak spłaty kredytu w końcu spowoduje, że bank wypowie umowę kredytu. Zwykle wypowiedzenie uprawomocnia się po 30 dniach. Jak to nastąpi, za jakiś czas otrzymasz z sądu pozew. Bardzo bym się zdziwił, gdyby to nastąpiło płynnie, to jest mniej więcej w okresie kolejnego miesiąca. Zwykle zakładam, że od zaprzestania spłaty do otrzymania pozwu jest nie mniej, niż 4 miesiące. Ale może się też zdarzyć, że pozew przyjdzie pocztą np. po roku, lub będziesz czekał nań jeszcze dłużej. To przyjemny okres, bowiem w ogóle nie musisz się przejmować ratami. A oszczędności na dalszą walkę twórz właśnie w tym okresie – obrona w sądzie z udziałem profesjonalistów trochę kosztuje.

No i w końcu pozew dostajesz. Teraz, tj. od dnia odbioru, masz dokładnie 14 dni, aby złożyć zarzuty. To już jest w rękach wyspecjalizowanej kancelarii prawnej. Jakie można wybrać metody obrony przed nakazem zapłaty? Jest kilka możliwości, oto one.

  1. Podważenie indeksacji.

Dowodzimy, że bank nie ma prawa przeliczać niby-franków na złotówki po narzuconym przez siebie kursie. Jeśli uda się to wykazać w sądzie, dochodzi do skomplikowanych rozliczeń (wcześniejszych wpłat oraz kwoty kapitału do spłaty), po czym następuje znacząca redukcja zadłużenia. Na przykład: bank w pozwie wylicza wartość przedmiotu sporu na 500 tys. zł, a w trakcie postępowania kwota ta zostanie pomniejszona do 200 tys. zł. Oczywiście powyższy opis to uproszczenie, nie chcę bowiem posługiwać się językiem typowo bankowo-procesowym, aby nie zniechęcać do dalszej lektury mego tekstu.

  1. Dążenie do unieważnienia umowy.

Możemy też dowodzić, że umowa w swojej treści ma na tyle poważne wady,  że możemy uznać, iż została zawarta niezgodnie z prawem. Skoro tak – wnosimy o jej unieważnienie.  Jeśli sąd uzna nasze racje, wówczas jesteśmy zobowiązani oddać bankowi jedynie kwotę kapitału kredytu z dnia udzielenia bez doliczania jakichkolwiek odsetek. Przykład: bank udzielił w 2007 roku w kwocie 400 tys. zł (i wtedy przeliczył jest na franki po ówczesnym kursie), w tym czasie kredytobiorca spłacił raty w kwocie 200 tys. zł, więc musi zwrócić bankowi jeszcze 200 tys. zł. A nie 550 tys. zł, czego domaga się z pozwie kredytodawca.

  1. Podważenie … istnienia długu!

To całkiem nowa forma walki z umowami „frankowymi”. Kancelaria, z którą w tej dziedzinie współpracuję, opracowała ten model działania w mniej więcej rok temu. Według stanu na dziś, przy złożonych ponad 30 pozwach, mamy już dwie wygrane i żadnej przegranej sprawy! Co prawda – w pierwszej instancji. Ale uzasadnienia tych dwóch wyroków pozwalają mieć nadzieję, że w drugiej instancji korzystny wyrok się utrzyma. Autorzy zwycięskiej batalii z bankiem, tak komentują – bez zbędnego patosu – swoje dokonanie:

„Nasz klient,  frankowicz właśnie został uwolniony od kredytowej pułapki.  Był kredyt – nie ma kredytu.”

W tej metodzie walki z pozwem „frankowym” wykorzystujemy wszystkie słabości umów kredytowych (podnoszonych np. w poprzednio opisywanych sposobach obrony przed nakazem zapłaty), ale także liczymy na błędy formalne przeciwnika, np. przy pisaniu pozwu.  Nieoceniona do pełnej wygranej (pozbycie się długu raz na zawsze, wraz z wpisem banku w IV dziale księgi wieczystej) będzie jedna z pułapek zastawiona na bank-dytę w akcie pierwszym.

Pomimo prowadzenia walki z wrogiem w sposób super profesjonalny, musisz się jednak liczyć z przegraną. Takie to mamy sądy i sędziów – mogą całkiem bezkarnie wydrukować każdy wyrok.  Jeśli więc twój bój w sądzie zakończy się porażką, wcale powyższe nie oznacza końca walki.

Akt trzeci: obrona przed egzekucją

Zostałeś pokonany w sądzie. Nie przez wroga, tylko przez patologię naszego systemu prawnego. No cóż, nie jest to dla nikogo żadna nowość. Ale właśnie w tej sytuacji kapitalne znaczenie mają odpowiednie „zabezpieczenia”, które zrobiłeś – pod okiem eksperta – w akcie pierwszym. Poza tym, bank wie, że po drugiej stronie ma przeciwko sobie zawodowców. Na razie twój wróg stracił minimum 3 lata na bój w sądzie. I co wygrał? Kartkę papieru z informacją, że sąd przyznaje rację powodowi. Czy ta karteczka zastąpi kasę z udzielonego kredytu? Nie bardzo. W tym czasie bank cały czas ponosi koszty procesu, buli też rokrocznie podatek bankowy od „aktywu”, pomimo, że od kilku lat nie uzyskał z tego kredytu ani złotówki. Teraz musi kolejną kasę wyłożyć na komornika, wycenę, itp.  Za  jaki czas może liczyć na jakieś pieniążki? Jak będziesz się dobrze bronił, to nie wcześniej niż za lat trzy. Czyli – w najgorszym razie – możesz sobie 6 lat czerpać korzyści z kredytowanej nieruchomości, czyli albo w niej mieszkać, albo wynajmować. Nie płacąc na poczet kredytu nic a nic!

Gdzie zatem w tym wypadku możemy liczyć na wygraną, poza tak długim okresem „darmowych obiadków”?

Oszczędzają, a nie płacą: tak frankowicze się wzbogacą …

Jeśli Twoja rata kredytu wynosiła  przed zaprzestaniem spłaty np. 3 tys. zł,  a spór z bankiem zakończyłeś po 6 latach – nie płacąc nic a nic oprawcom –

zaoszczędziłeś wtedy

6 x 12 mies. x 3 000 zł = 216 000 zł

A więc z samych oszczędności na spłacie znienawidzonego kredytu, po 6 latach zaprzestania spłaty – możesz odkupić mieszkanie bez żadnych długów na nim ciążących! Hasło „Warto oszczędzać!” sprawdza się w tym przypadku znakomicie.

Powyższy schemat działań obronnych przed bankowym oprawcą, których celem jest całkowite uwolnienie się frankowej pułapki nazywam „techniką Rambo”. Nawiązuję tutaj do pierwszej części  serii o dzielnym Rambo, który pokazał aroganckim policjantom z prowincjonalnego miasteczka, że z zawodowcami nie warto zadzierać. Jak pamiętamy z filmu: to Rambo, a nie ścigający go policjanci, wybiera teren walki i metody. Jest to walka partyzancka, w której grany przez  Sylvestra Stallone bohater – jako weteran wojny w Wietnamie – czuje się jak ryba w wodzie.

„Technika Rambo” to moja ulubiona forma walki z bankami, w której to ja wchodzę w rolę Rambo, broniąc moich klientów w tym trudnym boju.   Nie zawsze jednak tę metodę polecam. W Części II tego mini-cyklu dla frankowiczów, poruszę m.in. poniższe tematy:

  1. Kiedy polecam, a kiedy odradzam „technikę Rambo” frankowiczom?
  2. W jakich sytuacjach sensowne jest pozwanie banku?
  3. Jakie są szacunkowe koszty prowadzenia przez sprawy przez kancelarię prawną, w zależności od wyboru metody prowadzenia sporu w sądzie?
  4. Upadłość konsumencka frankowicza: kiedy takie rozwiązanie polecam, a w jakich sytuacjach warto wybrać inną drogę?
  5. Bieda – obrona, czyli jak walczyć w sądzie z bankiem nie posiadają środków opłacenie kancelarii prawnej?

Pamiętaj: nawet po przegranym procesie masz wiele możliwości działań przynoszących bardzo wymierne korzyści…

Autor: Krzysztof OPPENHEIM, ekspert finansowy od kredytów hipotecznych, restrukturyzacji i konsolidacji zobowiązań, związany z bankowością od 1993 r.  Specjalizuje się także m.in.  w upadłości konsumenckiej oraz pomocy frankowiczom. Autor ekspertyz dotyczących analiz ustaw „frankowych”, wykonanych na zlecenie Biura Analiz Sejmowych. Twórca bloga „Poradnik dla Zadłużonych”.