Już od dłuższego czasu inwestorzy zmuszeni są szukać zysku w coraz bardziej niekonwencjonalnych miejscach. W ciągu roku staniały główne surowce oraz większość spółek notowanych na warszawskim parkiecie. Dwucyfrowe zyski liczą dziś natomiast ci, którzy rok temu zainwestowali w wirtualną walutę, klasyczne auta czy butelki szkockiego trunku – wynika z danych zebranych przez Lion’s Bank.

Powszechnie mówi się o tym, że podatek bankowy spowodował wzrost marż kredytowych, ale to nie wszystko. Banki w poszukiwaniu środków na pokrycie nowych kosztów obniżają też oprocentowanie lokat. Już dziś niewiele jest rocznych lokat dających zarobić przynajmniej 2,5%, a i tak spora ich część wymaga spełnienia dodatkowych kryteriów. Jeśli ktoś odłożył na takiej rocznej bankowej lokacie 100 tys. zł, to otrzyma za rok 2500 zł odsetek minus podatek, czyli 2025 zł. Nie powinno więc dziwić, że inwestorzy szukają dla takiego rozwiązania alternatywy. Lion’s Bank sprawdził, jakie zyski mogą dziś liczyć inwestorzy, którzy rok temu zainwestowali mniej konwencjonalnie niż zanosząc pieniądze do banku.

Alternatywne rozwiązania pozwoliły zarobić nawet 85%

Zebrane dane potwierdzają jedno – najwięcej można było zarobić lokując pieniądze w mniej tradycyjne aktywa. Takie ryzykowne posunięcie najbardziej opłaciło się inwestorom, którzy rok temu wybrali wirtualną walutę – bitcoin. Ich zysk po 12 miesiącach może dziś wynosić 85%. Jakim cudem można było osiągnąć taki wynik? Notowania bitcoina są bardzo zmienne –równie szybko ta waluta drożeje, co tanieje. Nie powinno więc dziwić, że rok temu płacono za nią 221 dolarów, a dziś 375 dolarów, czyli prawie 70% więcej. Do tego dochodzi jeszcze osłabienie złotówki wobec dolara (o około 9%). Rodzimy inwestor, aby zaangażować się na wspomnianym rynku musiał więc kupić tańsze niż dziś dolary, za nie kupić dopiero wirtualną walutę, a dziś zrobić transakcje odwrotne zyskując tym samym dwa razy – raz na wzroście notowań bitcoina, a drugi na fakcie, że za dolara dostanie dziś więcej złotówek niż przed rokiem.

Słaby złoty ogranicza straty lub potęguje zyski

Podobny mechanizm działał w przypadku większości zagranicznych inwestycji Polaków. Dziś więcej złotówek niż przed rokiem trzeba zapłacić za dolary, euro, funty czy jeny. Jedynie szwajcarski frank notowany był na początku lutego br. na poziomie niemal identycznym jak w analogicznym okresie przed rokiem.

Osłabienie złotówki powinno cieszyć tych, którzy przed rokiem zainwestowali w aktywa notowane w drożejących dziś walutach (surowce, zagraniczne akcje czy nieruchomości). Gdy złotówka traci na wartości, po wyjściu z zagranicznej inwestycji posiadane euro czy dolary można zamienić na więcej złotówek. To jak pokazano wyżej może podnieść zyski, ale też może ograniczyć straty. Przykład? Złoto (notowane w USD) straciło w ciągu na wartości 12%. Rok temu za uncję żółtego kruszcu trzeba było płacić 1276,9 dolarów, a dziś tylko 1124 dolary. Z drugiej strony dolary są dziś droższe niż 12 miesięcy temu. W efekcie za uncję trzeba dziś płacić ponad 4,5 tys. zł, a rok temu było to o 50 zł więcej. Różnica niewielka pomimo sporego spadku dolarowych notowań złota. Wszystko dlatego, że za dolata trzeba było 3 lutego br. płacić niewiele poniżej 4zł, a rok wcześniej było to poniżej 3,7 zł za amerykańską walutę.

Z drugiej strony rozważając zagraniczne inwestycje dziś trzeba pamiętać, że ponosi się dodatkowe ryzyko. Jeśli bowiem złotówka w przyszłości się umocni, zarobione zagranicą dolary czy euro będą warte mniej złotówek.

2016 02 05 wykres 1

Auta, trunki i tokijska giełda

Na bitcoinie lista inwestycji, które przez ostatnie 12 miesięcy pozwoliły zarobić ponad 10% się nie kończy. Ponad 30-proc. zysk można było też zrealizować inwestując w największe spółki tokijskiej giełdy. Tak dobre wyniki były możliwe do zrealizowania dzięki dodrukowi pieniądza w Japonii (to przyniosło hossę na tamtejszej giełdzie) oraz osłabieniu się złotówki wobec jena. Około 20% zainkasować mogli też ci, którzy przed rokiem kupili atrakcyjny samochód klasyczny lub butelkę szkockiego trunku z uznanej gorzelni. Na tym nie koniec. Hossa na amerykańskim rynku nieruchomości pozwoliłaby też rodzimemu inwestorowi zainkasować około 16% z rocznej inwestycji na tamtejszym rynku (koszty transakcyjne zostały tu pominięte). Choć jest to truizm, należy dodać, że nie ma gwarancji, że kolejny rok przyniesie podobne wyniki.

Surowce i rodzime aukcje w dół

Zebrane przez Lion’s Bank dane pokazują, że w ciągu roku najwięcej można było stracić na inwestycjach w rodzime akcje lub zakup surowców. W przypadku przeciętnego funduszu inwestującego w akcje z rodzimej giełdy strata wyniosła 10%. Podobne wyniki notują dziś ci, którzy przed rokiem kupili srebro lub miedź. Jeszcze większe obniżki dotknęły główny indeks warszawskiej giełdy (WIG, – 15% r/r) oraz indeks grupujący największe spółki (WIG 20, -22% r/r). Niekwestionowanym liderem spadków jest jednak Ropa. Pomimo faktu, że jest ona notowana w amerykańskiej walucie, a za tę trzeba dziś płacić więcej niż przed rokiem, to i tak wyrażona w złotych cena baryłki ropy jest teraz o 30% niższa niż przed rokiem.

2016 02 05 tabela 1

 

 

fota (300 DPI, 1024 PNG)Bartosz Turek, Lion’s Bank