W tym tygodniu na uwagę zasługuje publikacja tzw. planu Morawieckiego. Tytułowy twórca w nowej uchwale zaprezentował cele i wyzwania, jakie powinny zostać zrealizowane w ciągu 25 lat. Eksperci podkreślają, że plan ten jest najbardziej ambitnym projektem gospodarczym od czasów Balcerowicza. Niemniej jednak, może okazać on się tylko i wyłącznie listą życzeń obecnego rządu.

Nowy koncept gospodarczy opiera się na pięciu głównych filarach: reindustrializacja, rozwój innowacyjności firm, kapitał dla rozwoju, ekspansja zagraniczna oraz rozwój społeczny i regionalny. W każdym z tych filarów zostały określone konkretne cele. Projekt zawiera również pakiet rozwiązań, które zapewnią realizację wszystkich wymienionych zamysłów np. utworzenie Polskiego Funduszu Rozwoju. W uchwale można znaleźć również źródła finansowania. Według szacunków projekt będzie kosztować około biliona złotych, z czego połowa zostanie sfinansowana ze środków unijnych. Pozostała część kosztów zostanie pokryta przez spółki Skarbu Państwa (75 – 150 mld zł), Polski Fundusz Rozwoju (75 – 120 mld zł), programy rozwojowe (65 – 100 mld zł) instytucje międzynarodowe (50 – 80 mld zł) oraz nadpłynne banki (90 mld zł). Ponadto, projekt zakłada bezpośredni udział polskich przedsiębiorstw, które powinny przekazać na inwestycje około 230 mld zł.

Plan Morawieckiego wydaje się być przedsięwzięciem, którego efektem końcowym będzie zniwelowanie do minimum dystansu, jaki dzieli Polskę i Zachód. Proponowane cele dotyczą tych sfer gospodarki, które od początku wolnej Polski wymagają pilnych zmian oraz wielu nakładów inwestycyjnych. Tym bardziej, że dla naszego kraju obecna perspektywa finansowa UE jest prawdopodobnie ostatnim tak hojnym unijnym zastrzykiem pieniędzy. Po jej zakończeniu oczekuje się, że polska gospodarka będzie miała solidne fundamenty, dzięki którym stanie się silną i znacząca na arenie międzynarodowej konkurencją. W związku z tym, wyznaczone cele są jak najbardziej słuszne. Niemniej jednak, istnieje wiele wątpliwości oraz niespójności związanych z przejściem od słów do czynów. Co więcej, można przedstawić kilka obiekcji o charakterze merytorycznym oraz ekonomicznym.

Po pierwsze, plan wydaje się obecnie utopijną rzeczywistością. Jest pewnego rodzaju ogólnikiem, niezawierającym konkretnych postanowień, których skutkiem będą namacalne efekty. Niewiadomą jest również, kto tak naprawdę jest odpowiedzialny za jego realizację. Może okazać się, że jest to tylko i wyłącznie wizja obecnego rządu, który najprawdopodobniej nie będzie rządził krajem przez kolejne 25 lat. Tutaj zatem pojawia się pytanie, czy jeżeli obecna partia rządząca podejmie konkretne działania (o ile podejmie), to czy ich następcy będą kontynuować rozpoczęty projekt. Historia uczy jednak, że każda frakcja ma inną wizję i rzadko popiera oraz kontynuuje poczynania swoich poprzedników (zazwyczaj oponentów). Co więcej, warto zwrócić uwagę na perspektywę czasową – 25 lat jest bardzo długim okresem, w którym wiele może się wydarzyć i zmienić. Fakt ten potwierdza, że plan Morawieckiego jest tylko wizją, czy też swego rodzaju listą życzeń.

Nowy projekt rozwoju gospodarczego warto przeanalizować również pod względem ekonomicznym. Nie ma wątpliwości, że koncept wicepremiera opiera się na doktrynie wzmożonego interwencjonizmu państwowego. W kwestii tej każdy może mieć swoją opinię, co potwierdzają także trwające od wielu lat spory między przedstawicielami nurtu ekonomii klasycznej i neoklasycznej, a zwolennikami ekonomii keynesowskiej. Prawdą jest, że jedni i drudzy przedstawiają sporo słusznych argumentów, na podstawie których warto znaleźć przysłowiowy złoty środek. Niemniej jednak, nadmierna ingerencja państwa w gospodarkę najczęściej jest nieefektywnym zabiegiem i negatywnie wpływa na rozwój gospodarczy. Można odnieść wrażenie, że po transformacji ustrojowej, która przyniosła społeczną gospodarkę rynkową, rząd próbuje dokonać kilku kroków w tył. Oczywiście, przeciwnicy tej teorii posłużą się przykładem Chin. Należy jednak podkreślić, że gospodarka Państwa Środka, od wielu lat centralnie kierowana, obecnie zmienia swoją strukturę i kierunek. Staje się ona coraz bardziej wolnorynkowa, gdyż w perspektywie długoterminowej, to właśnie ona zapewnia stabilny rozwój, którego katalizatorem jest  przede wszystkim społeczeństwo.

Interesującym aspektem nowego projektu gospodarczego jest jego kosztorys. Szacunki mówią o kwocie biliona złotych, która faktycznie może robić wrażenie. Warto również zwrócić uwagę na źródła finansowania. Niemal połowę z nich stanowią fundusze unijne, wywalczone na unijnej arenie przez poprzedni rząd. W związku z tym, bez względu na nowy plan, te zostałyby wydane. Znaczną cześć pozostałej kwoty stanowią pożyczki i kredyty. Z drugiej strony rząd deklaruje działania, które mają na celu spadek stanu długu publicznego. Są to dwa wykluczające się cele. Ponadto, niespełna 25% kosztów zostanie sfinansowanych poprzez kapitał prywatny. Aby ten jednak napłynął, potrzebna jest stabilna sytuacja polityczna i gospodarcza w kraju oraz na świecie. O ile w pierwszej kwestii polski rząd może dużo zmienić, o tyle w drugiej jest bezsilny.

Podsumowując, plan Morawieckiego, który zakłada ambitne i słuszne cele, wydaje się tylko pewną wizją. Projekt jest niekompletny i nie zawiera konkretnych działań, a co więcej, opiera się na nadmiernej ingerencji państwa w gospodarkę. Wątpliwości wzbudzają również źródła jego finansowania. Projekt zakłada rozwiązanie problemów gospodarczych, które od dłuższego już czasu wskazywane są przez wielu ekspertów. Na pewno jednak warto by było, aby program ten nie pozostał jedynie propagandowym narzędziem, ale faktycznie, fragmentarycznie i już bez medialnej otoczki, był realizowany tak, aby zmniejszyć ryzyko wpadnięcia polskiej gospodarki w pułapkę średniego rozwoju.

 

Lukasz Rozbicki_1Łukasz Rozbicki, MM Prime TFI