Trwająca od połowy kwietnia przecena ropy naftowej to jedna z głównych przyczyn spadku inflacji. Niższa inflacja to z kolei impuls dla utrzymywania stóp procentowych na obecnym poziomie. Coraz bardziej prawdopodobne jest, że RPP nie zmieni ich wysokości do aż końca przyszłego roku. To zła wiadomość dla posiadaczy oszczędności i dobra dla zadłużonych.

Notowania ropy naftowej na giełdach spadają od połowy kwietnia. W tym czasie amerykańska WTI staniała z ponad 53 do 44,5 dolara za baryłkę, a europejska Brent z 56 do 47 dolarów, czyli o 16 proc. Tym samym ceny surowca są niższe o 2-3 dolary niż przed rokiem, co powoduje, że nie wywierają już inflacyjnej presji. I rzeczywiście, po okresie silnego wzrostu, wskaźniki inflacji od trzech miesięcy idą w dół na niemal całym świecie. W Stanach Zjednoczonych spadł on z 2,7 proc. w lutym do 1,9 proc. w maju, a w strefie euro z 2 do 1,4 proc. W Polsce w lutym inflacja sięgała 2,2 proc., a w maju już tylko 1,9 proc. i gdyby nie silny wzrost cen żywności, wynoszący 3,9 proc., byłaby jeszcze niższa. Ministerstwo Rozwoju przewiduje, że w czerwcu wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych wyniesie już tylko 1,7 proc. Jeśli notowania ropy naftowej nie pójdą zdecydowanie w górę, a żywność, zgodnie z sezonowym schematem zacznie tanieć, inflacja nie tylko nie wzrośnie, ale może się jeszcze nieco obniżyć, sięgając w grudniu 1,4-1,6 proc. Szacuje się, że jej średnioroczny poziom wyniesie poniżej 1,8 proc. Powrotu w okolice 2 proc. można się spodziewać dopiero w przyszłym roku.

To zdecydowanie zbyt mało, by skłonić Radę Polityki Pieniężnej do podwyżek stóp procentowych. Mogłaby ona zacząć zastanawiać się nad taką decyzją, gdyby wskaźnik cen konsumpcyjnych zbliżył się trwale do celu inflacyjnego, czyli do 2,5 proc. i nadal wykazywał tendencję zwyżkową, a jednocześnie tempo wzrostu gospodarczego pozostawałoby wysokie, sięgając 3,8-4 proc. Wszystko więc wskazuje na to że stopy procentowe pozostaną na rekordowo niskim poziomie 1,5 proc. jeszcze przez około półtora roku. Nie jest to dobra informacja dla posiadaczy oszczędności, gdyż nie mają oni raczej co liczyć na to, że banki zaoferują im w tym czasie wyższe oprocentowanie lokat bankowych. Średnio wynosi ono obecnie 1,5 proc. dla lokat o terminie do dwóch lat (od 3 miesięcy do 1 roku sięga ono 1,6 proc.) i trzeba niemało zachodu, by znaleźć bank dający lepsze warunki. Korzyść z niższej inflacji jest taka, że aby ochronić oszczędności przed jej destrukcyjnym wpływem, czyli utrzymać ich realną wartość, wystarczy oprocentowanie rzędu 2-2,3 proc., uwzględniając podatek od dochodów kapitałowych i zakładając inflację sięgającą 1,6-1,8 proc. (do skompensowania inflacji wynoszącej 2 proc., trzeba było znaleźć lokatę na 2,5 proc.). Tego rzędu odsetki można uzyskać kupując obligacje skarbowe, zaś chcąc osiągnąć realny zysk, trzeba myśleć o obligacjach firm, inwestycjach w nieruchomości lub na wciąż niestabilnej giełdzie.

Perspektywa niskich stóp procentowych daje jeszcze przez pewien czas względny komfort zadłużonym. Do końca przyszłego roku mogą oni nie martwić się, że będą płacić wyższe raty kredytu. Niemniej jednak, podejmując decyzje o zadłużeniu się, szczególnie na dłuższy termin, warto mieć na uwadze fakt, że okres rekordowo niskich stóp procentowych nie będzie trwać wiecznie i należy się liczyć z ryzykiem, wynikającym z ich wzrostu w przyszłości.

Autor: Roman Przasnyski, Główny Analityk GERDA BROKER