Najbliższe posiedzenie amerykańskiej rezerwy federalnej powinno przynieść odpowiedź na najbardziej nurtujące inwestorów pytanie, czy helikopter sypiący dolarami, wprawiony w ruch przez Bena Bernanke, zakończy swoją misję i QE3 przejdzie do historii. Najnowsze sygnały wskazują, że nie jest to wcale przesądzone. Jeśli tak się jednak stanie, na pierwszy plan wysuną się kolejne: czy w niedługim czasie nie pojawi się kolejne QE i kiedy Fed ostatecznie zabierze wazę z ponczem.

Kończy się czas, w którym Fed zmuszony był uciec się do użycia nadzwyczajnego narzędzia, jakim było ilościowe luzowanie polityki pieniężnej, czyli quantitative easing. Sięgając po nie po raz pierwszy w listopadzie 2008 r., gdy zdecydowano się na ogłoszenie pierwszej rundy luzowania, czyli QE1, członkowie rezerwy federalnej prawdopodobnie nie przypuszczali, że przyjdzie im podejmować podobną decyzję jeszcze dwukrotnie, a cały program będzie trwał aż sześć lat z małymi przerwami.

Jeszcze do niedawna niemal powszechne było przekonanie, że październikowe posiedzenie Fed będzie tym, które zdecyduje o ostatecznym „uziemieniu” osławionego już helikoptera zrzucającego dolary, który wystartował na znak dany przez ówczesnego szefa tej instytucji, Bena Bernanke. Najnowsze wypowiedzi przedstawicieli rezerwy federalnej świadczyć mogą jednak o tym, że nie jest to wcale takie oczywiste. A jeśli nawet, to z pewnością nie można ogłosić ostatecznego zawieszenia na kołku tego narzędzia i zakończenia odliczania rund. O QE4 już wprost mówią amerykańscy ekonomiści i komentatorzy. Wpisując ten skrót w popularnych wyszukiwarkach, można znaleźć kilkadziesiąt wzmianek na ten temat całkiem świeżej daty.

Być może to właśnie rachuby dotyczące przedłużenia QE3 lub możliwości pojawienia się zapowiedzi sugerujących możliwość kontynuacji tego serialu leżą u podstaw silnej zwyżki indeksów na Wall Street z ostatnich dni. Powodów do tego, by takie scenariusze poważnie brać pod uwagę ostatnio nie brakuje. Do tych już znanych z wcześniejszego repertuaru Fed, jak na przykład niedostateczna poprawa w gospodarce i na rynku pracy, czy niska inflacja, dochodzą całkiem nowe, jak choćby wyrażające niepokój z powodu zbyt silnego dolara i spowolnienia w globalnej gospodarce. Uwarunkowania towarzyszące polityce Fed rzeczywiście od pewnego czasu bardziej się skomplikowały i argumenty za kontynuacją nadzwyczajnych działań są całkiem poważne. Czy przybiorą one formę przedłużenia QE3, czy bardziej lub mniej płynnego przejścia do QE4, trudno przewiedzieć, ale z pewnością nie można niczego wykluczyć. Rezerwa federalna może dojść do wniosku, że zapowiedź utrzymywania stóp procentowych na dotychczasowym poziomie przez dłuższy czas może nie wystarczyć. Tym bardziej biorąc pod uwagę bardzo dynamiczną ostatnio sytuację w wielu segmentach rynków finansowych. Wystarczy zwrócić uwagę na  to, co działo się nie tylko na giełdach, ale także sytuację na rynku walutowym, notowania surowców, czy rentowności obligacji skarbowych. Spore spadki na Wall Street, podobne do tych, które towarzyszyły kończeniu poprzednich dwóch rund ilościowego luzowania, nagle zostały powstrzymane, a ich miejsce zajęło dynamiczne odreagowanie. Do połowy października rentowność amerykańskich obligacji mocno spadała, zachowując się niezbyt adekwatnie w kontekście perspektywy końca luzowania i rozpoczęcia odliczania czasu do pierwszej podwyżki stóp procentowych. Od kilku dni i ta tendencja uległa odwróceniu, wprowadzając jeszcze większy problem z interpretacją tych ruchów. Podobnie niejednoznaczne wahania miały miejsce na rynku walutowym, gdzie po krótkiej, ale wyraźnej korekcie, dolar znów wraca do głównej tendencji, czyli umacnia się, zachowując się w sposób typowy dla okresu zaostrzania polityki pieniężnej lub oczekiwania na zbliżającą się podwyżkę stóp.

To schizofreniczne zachowanie się rynków finansowych może więc mieć związek z rosnącą niepewnością w kwestii tego, co rzeczywiście zrobi Fed w najbliższym czasie i jakie będą deklaracje, co do przyszłości polityki pieniężnej.

Roman Przasnyski1

Roman Przasnyski, Open Finance